Kici, kici…miał /cz. 8
- Views 744
- Likes 1
& Kici, kici…miał
z cyklu okiem Stańczyka
Część 8
– Usiądź proszę – Cezary powiedział do Amalii wskazując dłonią na fotel.
– Dziękuję powiedziała. Jej wzrok padł na stół. Zauważyła to Laura. Zanim usiadła pieszczotliwie poprawiła ręką obrus na stole.
– Pamiętasz? – zwróciła się do Amalii.
– Pewnie. Razem takie same haftowałyśmy. Też swój pieszczę – uśmiechnęła się – Jest piękny. Ten wzór przywiozła twoja synowa – Urwała, ponieważ zdała sobie sprawę, że wspomniała bolący temat.
– Oj, tak nasza ukochana Lea. Tak bardzo ją pokochałam jak swoją córkę. Była dobrą matką i żoną naszego Markusa. Niesprawiedliwy ten los. Ale mamy Filipa. Jest tak podobny do ojca. Choć nikt nie zastąpi rodziców.
– Tak to prawda mamo – wtrąciła się Lawinia. Coraz to bardziej. Skóra zdarta z niego.
– No właśnie, a gdzie dzieciaki – zapytał Cezary.
– W pokoju Filipa. Podałam im kanapki tato. Teraz zajmą się puzzlami. Kupiliśmy ze Sfinksem w prezencie dla Filipa. Będą długo zajęci.
– A ty ciagle sama córciu – powiedziała Laura.
– Tak mamo. Niestety. On ciągle na łowach. Wzięliśmy ten kredyt ze spiżarni obcych rewirów na mieszkanie.
Tak ciężko nam spłacać. Widzę jak Sfinks traci siły. Chodzi wciąż zmęczony.
– A jaki ma chodzić ! – Cezary podniósł głos – Niedosypia, zamartwia się, bo jest odpowiedzialny. Nie taki jak ci którzy nie pracują, albo celowo po parę miesięcy, a potem w biegu już o świcie w kolejce po daniny. Dostaną! Bo władca dba bardziej o takich. Co nawet czosnkiem nie zabiją fetoru z ust po nocnym używaniu nalewek z żyta. Tacy rozradzają się na kopy. Że jak z domu wyjdą to sznurka potomstwa ledwo ogarniesz wzrokiem – sięgnął po tabakę i zaczął nerwowo przeżuwać. Laura srogo na niego spojrzała.
– Wiem, że to mi szkodzi – zwrócił się do żony, wiem, wiem, ale czasem nie wytrzymuję. Wybacz. Eh, co za czasy… – Lara nie skomentowała. Pokiwała tylko głową. Doskonale rozumiała męża.
– Mamo, wiesz, że nasi rozrywkowi sąsiedzi dostali mieszkanie z naszego rewiru? To się nazywa przydział z rewiru lokalówki. Ich mieszkanie się sypało. Dach przemakał. A tam małe dzieci. Z naszego magazynu opłacają pracujących na tym mieszkaniu, bo remontują dla nich by było lepsze. Będą płacić marne sztuki za czynsz. A i tak dostaną na te opłaty z innej spiżarni. Dodatek na czynsz, na światło, na dzieciaki, na opał. Każda awaria w tym mieszkaniu będzie remontowana ze wspólnej spiżarni.
– Tak, ale napełniają ją pracujący! – powiedział Cezary – Przecież oni są zdrowi. Mało pracy? Parki zaśmiecone, śniegu nie ma komu odgarniać, trawa na ugorach po pas, jeśli już przyzwoicie nie chcą łowić.
– Właśnie, zdrowi! – uniosła się Amalia – pomoc należy się chorym, naprawdę w potrzebie. Nie cwaniakom.
– I starym – powiedziała Lawinia
– Nie do końca – Cezary stał wsparty przy kominku – Są starzy, którzy będąc młodymi nie splamili się pracą. Nie zauważyli kiedy się zestarzeli. Nagle im się należy, bo mało! Tak, niech dostaną, ale w kolejce do specjalnej spiżarni, by inni widzieli, że stoi i mówi głośno gdzie i ile wcześniej pracował. A potem niech dostanie, bo opieka się należy. Niech się pokłoni nim otrzyma, a nie że się należy! – odwrócił się i splunął do kominka przeżuty tytoń
– Na szczura Srebrnego Księżyca!!!!! – siarczyście zaklnął. Co zdarzało mu się rzadko.
– Właśnie, na niego – podsumowała Amalia
cdn.
0 Komentarze