/nowelka w 5 częściach/
część 1.
– Mamuś popatrz, popatrz jaki śliczny – wołał do niej synek.Trzymał w rączce bałwanka, ozdobę choinkową, ręcznie malowaną.
Trzylatek. O złotych włosach. Z braćmi dokładał ozdób na choinkę.
– jestem zajęta, za chwilę podejdę – odparła
– no mamuuuś… ciągnął maluch. Odłożyła talerz na stół i podeszła do syna
– naprawdę śliczny, oj i ty sam go tak ładnie zawiesiłeś ? – powiedziała, głaszcząc synka po włosach
– muszę skończyć nakrywanie do stołu, aniołku, bo jeszcze trochę, a rozpoczynamy,
przecież dziś Wigilia. Za chwilę zaczniecie wypatrywać pierwszej gwiazdki, a wy go pilnujcie – zwróciła się do starszych synów.
Wróciła do salonu, kończąc ostatnie przygotowania.
Na dużym stole biały obrus, wykończony koronką, po bokach haft z motywem zielonych gałązek. Dziękuję, zawsze mi o tobie przypomina. W myślach zwracała się do babci.
Pieszczotliwie dotykała materiału…..no dość tego, czas nagli – cicho powiedziała.
Talerze porozkładane, sztućce też… biało – zielone filiżanki ustawię w jednym rządku. Będzie ładnie. Mówiła do siebie, gdy ją coś absorbowało. Tym bardziej teraz, chciała się wykazać, bo wyjątkowy dzień.
Pośrodku stołu postawiła stroik, który sama zrobiła. Miała dar plastyczny, więc wszystko było gustowne i zaplanowane.
Jeszcze sól, sianko, pieniążek i łuskę karpią – mamrotała. Przy każdym talerzu była gałązeczka świerku ze złotą malutką bombką obsypaną brokatem, na białej serwetce z zieloną otoczką. A na rogu stołu opłatki na kremowym porcelanowym talerzu. Cennym dla niej, bo też po babci. Bardzo ją kochała. Łączyła je wyjątkowo silna więź. Były jak przyjaciółki, a nie jak babcia z wnuczką.
Razem jeździły na zakupy, czytały te same książki, chodziły do teatru, kina. Bardzo przeżyła jej odejście. Odczuwała jej brak.
Spojrzała fachowym okiem na stół i cały pokój.
– No gotowe – powiedziała zadowolona z siebie
aaa… jeszcze nie, płyty – przypomniała sobie o kolędach. Przygotowała sprzęt na odsłuchanie “Cichej nocy”. Tą kolędą corocznie rozpoczynali kolację wigilijną.
– Chłopcy zawołajcie tatę, trzeba dołożyć do kominka – powiedziała,
wychylając się do holu, gdzie stała duża pod sufit choinka, przy której stali synowie.
Starsi byli bliźniakami. Niedawno skończyli 10 lat. Byli juz odświętnie ubrani. Mieli na sobie garniturki i białe koszule z muszkami, wyglądali szykownie. A najmłodszy miał niebieski sweterek, w którym wyglądał jak aniołek. Oczekiwali upragnionej Wigilii. Nie tyle samych posiłków, co prezentów, o których marzyli. Napisali list do Mikołaja z prośbą o wymarzoną kolejkę PIKO. Z mostami, wiaduktami, górami…wymieniali co niemiara. Nic więc dziwnego, że nie mogli się doczekać wieczerzy, bo po niej mieli otrzymać swój prezent. W pokoju zabaw już przygotowali miejsce na jej rozkładanie. Jeden z bliźniaków pobiegł na piętro po tatę.
Maria zaś poszła do kuchni. Potrawy były już gotowe do przeniesienia na stół. Jeszcze udekorowała koperkiem i pomidorkami koktajlowymi. Grzybowa, barszcz, pierogi, karp, przystawki, długo by wymieniać. Dobrze gotowała. Zawdzięczała tę umiejętność babci. Była dumna, gdy ją chwalono, kiedy podejmowali gości. Zdjęła fartuszek, podeszła do lustra, umalowała czerwoną pomadką usta. No gotowe, perfecto – powiedziała poprawiając włosy.
– Chłopcy czy gwiazdka już zaświeciła ? – zapytała synów,
stójcie przy oknie i obserwujcie, bo zaczynamy. Przeszła do salonu włączyła płytę i popłynęła kolęda…
Boże jak mnie te chwile wzruszają, pomyślała.
– Paweł, proszę zejść, bo za chwilę zaczynamy – zwróciła się do męża
– byłem w sypialni, przebierałem się – schodząc ze schodów , tłumaczył się.
Był wysokim, przystojnym mężczyzną, a w garniturze, który miał na sobie wyglądał wyjątkowo dobrze. Spojrzała na niego i pomyślała, jest jeszcze przystojniejszy niż był. Podszedł do niej i musnął ją w policzek.
– pięknie wyglądasz – powiedział ( cdn.)
Po Wigilii ci odpowiem
część 2.
Miała na sobie małą czarną, sznur białych pereł ozdabiał suknię, kolczyki zwisające z perłami, jasne włosy upięte z tyłu i kosmyk z jednej strony wypuszczony, dodający jej atrakcyjności.
– Lubię ciebie w tej sukience – ciągnął.
– No wiesz, teraz, ale sobie moment wybrałeś – ucięła sucho, proszę dołóż do kominka, zaraz zaczynamy.
– Panowie siadamy – zwróciła się do synów.
Nagle najmłodszy krzyknął, stojąc przy oknie, jednocześnie podskakując z radości.
– Jest, jest widzę gwiazdkę… Ja pierwszy ją zobaczyłem.
Nadal w podskokach, dobiegł do stołu i krzyczał: – Ja pierwszy ją ujrzałem.
Czekał by go pochwalono. Wzbudził u wszystkich śmiech. Był bardzo podekscytowany atmosferą świąteczną. A ubieranie choinki trwało dłużej, bo każdą ozdobę musiał dotknąć, pooglądać z każdej strony. Sam musiał zawiesić na jej szczycie gwiazdę, bo najmłodszy. Duma go rozpierała. Dla niego wszystko miało wymiar czaru. Starsi bracia już bardziej chłodno odbierali Święta. Oczekiwali właściwie tylko prezentu, do szczęścia wystarczył im komputer i wolne od zajęć szkolnych, bo przerwa świąteczna, no i teraz jeszcze kolejka Piko.
W sam raz – pomyślała, przenosząc wazy, półmiski z potrawami na stół.
– Siadamy, zapraszam – powtórzyła.
Wszyscy znali swoje miejsce przy stole.
Wiedzieli, gdzie jest nakrycie dla nieznajomego przybysza, zawsze puste…
Maria spojrzała na nich z dumą, tak to jest dziś moja rodzina, pomyślała.
– No zaczynamy – ściszyła dźwięk płynącej kolędy, podała opłatki. Skinieniem głowy mężowi kazała rozpoczynać.
– Jeszcze chwilę, przepraszam, zapal świece, zapomniałam – powiedziała podając zapalniczkę.
Paweł odłożył opłatek na stół, wziął od niej zapalniczkę i podszedł do kominka, na którym stał wytworny świecznik. Kiedy zapalił świece cały pokój nabrał większego uroku. Pojawiły się iskierki w oczach dzieci. Atmosfera świąteczna była odczuwalna.
Paweł rozpoczął modlitwę… Dzieciaki prawie recytowały, ze złożonymi rękami. Maria i Paweł stali naprzeciw siebie, łzy popłynęły jej ze wzruszenia, zawsze płakała, więc i tym razem nie wzbudziło to zainteresowania synów. Po paru wersach słowa modlitwy dla niej były puste… Wypowiadała słowa, ale już nie tak jak kiedyś. Była daleka myślami. Po modlitwie podeszli do siebie, by podzielić się opłatkiem. Podała mu rękę. Tego momentu najbardziej się obawiała, bała się, że nie wytrzyma i wybuchnie płaczem.
Już nie potrafiła w jego obecności prawdziwie czuć, jak to określała sercem, jak kiedyś, coś umarło. Składając życzenia patrzyli sobie w oczy. Jej spojrzenie było martwe.
Pośpiesznie, nerwowo odsunęła dłoń i podeszła do syna. Kiedy już wszyscy podzielili się opłatkiem, zasiedli do stołu. Podając potrawy jej myśli biegły, powracały tylko do jednej, jak ma postąpić, a decyzję miała podjąć po Wigilli. Tak właściwie od wielu miesięcy nie spała normalnie. Analizowała, a problem nie był błahy. Decydowała o losie swoim i dzieci.
Wielkie szczęście dawali synowie, a najwięcej najmłodszy. Niejednokrotnie wybuchali śmiechem,
kiedy coś powiedział i zadawał śmieszne pytania. Po kolacji, jak każdego roku razem zaśpiewali kolędę “Przybieżeli do Betlejem”, bo tylko tej kolędy słowa synowie znali. Tym razem przyśpieszali, bo chcieli już otworzyć prezent.
– Paweł proszę zrób zdjęcia, będziemy mieć na pamiątkę – powiedziała Maria podając aparat fotograficzny.
– Mam nadzieję, że nie ostatnie – rzekł Paweł. Nie odpowiedziała mu.
– No chłopcy, teraz możecie iść po prezenty – zwróciła się do synów. Wybiegli z pokoju, krzycząc z radości. Papier z pudełka kolejki, którą otrzymali podarli w strzępy. A najmłodszy wołał:
– Mikołaju dziękujemy! – i podskakując wokół braci śpiewał po swojemu.
Zabrali kolejkę i pobiegli do pokoju ją składać. Po tylu emocjach, wrzaskach, zapadła cisza. Maria z Pawłem siedzieli milcząc, od dawna już z sobą nie rozmawiali, aby uniknąć jego wzroku wstała i zaczęła składać naczynia, by zanieść
do kuchni. Łzy płynęły same. Jak gdyby chciała wykorzystać czas, że dzieci nie ma w pobliżu. Paweł włączył telewizor.
Znał ją, wiedział, że nigdy mu nie wybaczy. Bez względu jakąkolwiek podejmie decyzję. Postanowili, że przeczekają do Świąt, by synom nie odbierać radości.
Nagle wbiegł do pokoju jeden z bliźniaków.
– Tatuś, potrzebujemy ciebie, nie potrafimy jej złożyć.
– Wiedziałem – odpowiedział i poszedł z synem.
Maria krzątała się w kuchni, rozmyślając.
Zdawała sobie sprawę, że to ona zadecyduje co dalej z ich małżeństwem, rodziną. Ta Wigilia była wyjątkowa, oboje wiedzieli, że mogła być ostatnią.
Podczas kolacji patrzyła z miłością na dzieci, zdawała sobie sprawę, że zadecyduje przede wszystkim o ich losie… Dlaczego nie potrafię przebaczyć, zadawała sobie nieustannie to pytanie. Czuła ból, pustkę, rozczarowanie.
– Jak on mógł mi to zrobić – powtarzała.
Była to pierwsza Wigilia, którą przygotowywała z obowiązku, a nie jak kiedyś z miłości i obowiązku.
(cdn.)
Po Wigilii ci odpowiem
część 3.
Brała kąpiel. Paweł z dziećmi byli na piętrze. Bawili się kolejką, więc wykorzystała czas wolny.
– Tego mi trzeba, jestem wykończona po tej Wigilii – powiedziała, dolewając płynu do kąpieli. Piana rosła.
– Rośnie jak moje problemy – pomyślała, ale opadanie i one się skończą.
Łzy płynęły, momentami szlochała.
Miała włączoną płytę Armstronga, uwielbiała go. Nagle usłyszała rozpoczynający się nowy utwór, był to “What a wonderful world” – wspomnienia wróciły, przy tej piosence poznała Pawła.
Była w klubie…
Poprosił ją do tańca, odmówiła, bo przyszła z kimś innym.
Ale Paweł nie zrezygnował, jeszcze raz podszedł do stolika. Tym razem nie siedziała sama. Eryk, jej partner siedział tyłem. Odwrócił się.
– Nie wierzę, to ty Paweł? – wstał i witając się, powiedział do Marii:
– To mój kolega, studiowaliśmy razem.
– Ile to już lat, sześć, siedem?
– Siedem, tak, kawał czasu.
– Moja przyszła żona – przedstawił Marię z dumą, widział jak Paweł na nią patrzył.
– Piękna prawda? Ale zapewniam cię, że to, co w środku również cudowne.
– Wierzę na słowo – odparł Paweł.
– Właśnie chciałem poprosić do tańca, już raz mi odmówiła – ciągnął Paweł jakby się tłumaczył – Siedziała sama przy stoliku.
– Tak, na chwilę odszedłem – powiedział Eryk.
– Czy mogę? – zapytał Marię i spojrzał na Eryka, on skinął głową na znak zgody.
Uwierzyła w uczucie od pierwszego wejrzenia.
Kiedyś zapytała babcię, jak poznać prawdziwą miłość. Usłyszała: “…tego żadne słowo nie opisze, to kochana poczujesz, całym ciałem”. Właśnie teraz to czuła.
To było to. Całe życie na coś takiego czekała. Drżała.
– Kiedy ślub? – zapytał, gdy dochodzili do parkietu.
– Eryk przesadził, po prostu jesteśmy razem od trzech lat, ale planów konkretnych nie mamy.
– Chciałbym, by utwór się nie skończył – powiedział w trakcie tańca.
– Ja też…
Potem to już szybko się potoczyło. Z Erykiem rozstała się. Po pół roku została żoną Pawła. Dobrze im się wiodło.
Po paru latach urodziła bliźniaków, kupili dom. Paweł był informatykiem, pracował w banku, a Maria pracowała w domu dla kobiecego czasopisma. Byli kochającą się rodziną.
Czuła się najszczęśliwszą kobietą na świecie.
– Jesteśmy dla siebie stworzeni – często jej mówił.
Ufała mu bezgranicznie. Zawsze mogła na nim polegać.
– Tak, mogłam, pomyślała…
Zimna woda, już czas wyjść z wanny – powiedziała do siebie, chłopcy muszą położyć się spać, bo późno. Jutro pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia, jedziemy do rodziców Pawła.
Kochała ich, byli cudownymi ludźmi. A dziadkowie zwariowali na punkcie wnuków.
Spełniali ich wszystkie zachcianki. Zabierali bliźniaków na wakacje. Karolek był za mały, więc pozostawał z Marią.
Wycierając się spojrzała w lustro, no ładnie, oczy całe opuchnięte. Założyła szlafrok i poszła do bawialni dzieci.
– Przed chwilą ich położyłem – Paweł zwrócił się do Marii – tylko mały marudzi, za dużo emocji jak na takiego malucha.
– Zajrzę do niego – powiedziała.
– Dobrze, a ja pójdę do łazienki, też jestem wykończony, ta kolejka mnie dobiła – zaśmiał się myśląc, że Maria pociągnie temat, ale udała, że nie słyszy co mówi, bagatelizując jego słowa.
Poszła do pokoju najmłodszego syna. Nie spał jeszcze.
– Mamuś, żałuj, że nie widziałaś jak ta kolejka zasuwała, wołałem cię, gdzie byłaś ?
– Byłam w łazience, ale jutro zobaczę.
– A poczytasz mi bajkę ?
– Dobrze – wzięła ze stoliczka jego ulubione bajki.
Ledwo zaczęła, a mały obrócił się na bok i zasnął.
Głaszcząc go po włosach – pomyślała, Boże, dziękuję ci za niego. Każdego dnia to mówiła.
Znów wspomnienia powróciły…
Tak bardzo cieszyli się z nowiny o nowym członku rodziny. Tym bardziej, że wprowadzili się do nowego domu. Sąsiedztwo im odpowiadało.
Było to młode małżeństwo z dwójką dzieci. Mieli też synów. Starszy miał dziewięć lat, a młodszy siedem. Bliźniacy od razu zostali ich kolegami. Z sąsiadami parę razy spotkali się na kawie, uzgadniając sprawy związane z domem. Graniczyli działkami, więc musieli wspólnie podpisać wiele dokumentów, bo miasto budowało w ich okolicy nową drogę. Akceptacja planów wszystkich mieszkających w pobliżu była niezbędna.
Ciąża Marii była zagrożona. Wiele miesięcy przeleżała w szpitalu. W tym samym czasie nagle zmarł sąsiad.
Maria bardzo rozpaczała, że nie mogła być na pogrzebie. Rodzina Oli mieszkała daleko, a z rodziną jej zmarłego męża nie utrzymywała kontaktów, więc Paweł pomagał przy sprawach związanych z pochówkiem.
– Ledwo ich poznaliśmy, a zapowiadało się na dobrą przyjaźń – mówiła Pawłowi, gdy odwiedzał ją w szpitalu. Zawsze zatroskana pytała co u niej i jej dzieci.
Sama była matką i ciągle myślała jak Ola sobie radzi po tej tragedii.
Często mówiła:
– Paweł podejdź do niej, zaproponuj pomoc, może finansową, czy podrzucenie samochodem, przecież ma dzieci, a została sama.
– Nie ma sprawy – odpowiadał – wiesz, dzieciaki dobrze się dogadują, więc będzie miała czas dla siebie.
( cdn. )
Po Wigilii ci odpowiem
część 4.
Przy porodzie nastąpiły poważne komplikacje. Lekarze walczyli o życie Marii. Leczyła się dwa lata. Potem długa rehabilitacja, po której wróciła do formy.
Wówczas żyła jeszcze babcia Marii. Wiele jej zawdzięczała. Pomagała przy wychowywaniu dzieci, gotowała posiłki, robiła pranie. Paweł chodził przemęczony. Miała wyrzuty sumienia
– gdyby nie ja, byłoby wam lżej – powtarzała.
W jednej z ostatnich rozmów babcia powiedziała jej :
– Mario, takiego męża wymodliłam ci, jak on cię kocha, do dziś widzę jak płakał w szpitalu, gdy byłaś w krytycznym stanie – mówił, że nie wyobraża sobie życia bez ciebie
– tak babciu, wiem i za to jeszcze bardziej go kocham
– wymodliłaś dla mnie też zdrowie
– Babciu, dziś przy stole Wigilijnym ciągle patrzyłam na twoje ulubione miejsce, tak bardzo byłabyś mi teraz potrzebna. Nie wiem jak mam postąpić , mówiła cichutko jak gdyby była blisko niej ….
Dopiero od roku Maria normalnie egzystowała. Jej stan zdrowia uległ wielkiej poprawie. Już sama bez korzystania z pomocy innych mogła poruszać się.
Całe życie Marii i Pawła uległo zmianie, trójka dzieci, przybyło obowiązków i trosk. Maria pracowała w domu i opiekowała się Karolem. Paweł przed pracą zawoził synów do szkoły. Czasem także dzieci sąsiadki, na jej prośbę. Zaczęła coraz częściej odwiedzać Marię, jej wizyty stały się męczące.
– wiesz poprosiłam Olę, by nas odwiedzała raz w tygodniu, nie mam ani ochoty, ani czasu na pogaduszki, wolę poczytać – powiedziała Pawłowi
– wytłumaczyłam się nadmiarem obowiązków, co jest prawdą
– jak to przyjęła ? – zapytał
– mam nadzieję, że nie stałam się wrogiem
– dobrze zrobiłaś – powiedział Paweł
To już trzy lata, wspominała nadal, siedząc przy łóżku Karola, ucałowała go, odłożyła książkę z bajkami, poprawiła kołderkę i powiedziała głośno :
– wiesz aniołku, z twoim pojawieniem się wszystko się zmieniło, otarła łzy, wyłączyła lampkę i wyszła z pokoju.
Poszła do sypialni, zażyła tabletki i położyła się do łóżka. Od kilku miesięcy była na środkach uspakajających. Po chwili wszedł Paweł. Nie zapalał światła. Zdjął szlafrok i wsunął się pod kołdrę. Przylgnął do jej ciała. Odgarnął włosy z jej czoła i zaczął całować, szepcząc:
– jak ja za tobą tęskniłem, tak bardzo cię pragnę… …
Nie broniła się, od paru miesięcy nie spali ze sobą, pragnęła go tak samo jak on. Tęskniła za jego ciałem, zapachem, dotykiem. Wymieniali się namiętnymi pocałunkami, w pośpiechu zdejmowali wzajemnie bieliznę. Dotykał jej piersi, muskając ustami włosy.
Nagle Maria energicznie odrzuciła go od siebie,
– wybacz nie potrafię – powiedziała,
ciągle ją widzę, wyobrażam sobie jak ją pieprzysz, ty sukinsynie, brzydzę się tobą……wpadła w furię, zaczęła wymachiwać przed jego twarzą rękami.
Z nienawiścią zasyczała skandując nie-na-wi-dzę cię, Paweł nie odezwał się. Po chwili wyciszyła się i okryła kołdrą,
rękami zakryła twarz szlochając.
Wybacz nie potrafię, ciągnęła… nigdy ci nie wybaczę…już nie wiem co czuję, nienawidzę siebie, ciebie…jak mogłeś mi to zrobić, ufałam ci, żałuję, że nie zmarłam, pomocny jesteś,
bardzo pomocny, krzyczała, masz dobre serce …pomagasz nawet przelecisz wdowę z dobrego serca, z litości. Jej głos załamywał się, co chwilę zanosiła się szlochając.
Sama wpychałam cię w jej ramiona, użalałam się nad nią, posyłałam z pomocą, a ty dawałeś też siebie … rywalkę miałam za płotem, znienawidziłam nawet nasz dom, jak mam patrzeć przez okno, przez które widzę dom, w którym mnie zdradzałeś, a może to robiliście w naszym też, jak sobie to wyobrażałeś…może wspólną furtkę ?
a gdyby zaszła w ciążę, powiększyłbyś sobie rodzinę…i to w jakim momencie, ja rodziłam twoje dziecko, walczyłam o życie,
może liczyliście, że mnie szlag trafi, przykro mi, wybacz, że was zawiodłam, że przeżyłam, ja teraz nie żyję, zabiłeś mnie, pomyślałeś o dzieciach, na co liczyłeś, że to się nie wyda ?……
Sama mi się pochwaliła. Przyszła pożegnać się, gdy sprzedawała dom. Wiesz, powiedziała mi: “… pilnuj sobie męża…detali ci nie powiem”. Odwiedziła mnie, gdy byłeś w delegacji, pamiętasz trzy dni cię nie było. Paweł ja o tym wiedziałam od pó roku,
czy dociera do ciebie, że ja już nie chcę żyć, ale jestem potrzebna dzieciom, ty niestety też. Nie zniszczysz im dzieciństwa. Nie pozwolę na to.
Będę z tobą żyć tylko ze względu na dzieci, do ostatnich moich dni mnie nie dotkniesz, znajdź sobie kogoś, rób co chcesz, ale przed dziećmi masz udawać dobrego tatę i szanującego mnie
jako mamę, a z czasem zobaczymy. Jeśli zechcesz teraz odejść to z torbami cię puszczę. Hipoteka, trójka dzieci, a sąd ci ich nie da, a ja rzucę pracę i na mnie dodatkowo będziesz musiał łożyć alimenty.
Zapamiętaj, nigdy ci tego nie wybaczę, dla mnie umarłeś, ale nie honorowo, gdzie płacze się z rozpaczy po bolesnej stracie, jesteś dla mnie nikim, zrozumiałabym daleko, ale za ścianą….
Upokorzyłeś mnie, potrzebowałeś seksu, to mogłeś iść do burdelu, kasy mamy dość, proszę wyjść, ta sypialnia jest tylko moja. Cała drżała, od płaczu i krzyku zachrypła. Nerwowo poprawiła włosy, założyła bieliznę i położyła się. Nastała przerażająca cisza.
Paweł siedział na łóżku, z nogami podkurczonymi, głowę miał opartą na kolanach, a rękami oplatał łydki. Nie odezwał się słowem, nie bronił się, nie wypierał. Milczał.
Maria nadal płakała, ręką trzymała usta, by nie szlochać głośno. W sypialni było bardzo ciemno, bo latarnie uliczne wygasły. Słychać było tylko tykanie zegara.
Paweł powoli wstał z łóżka, założył szlafrok i szedł w kierunku drzwi
– czy zdajesz sobie sprawę z tego co mi zrobiłeś ?
– byłeś dla mnie wszystkim, byłeś całym moim życiem – powiedziała
( cdn. )
Po Wigilii ci odpowiem
część 5.
Spała parę godzin, ale musiała rozpocząć nowy dzień, dla dzieci. Za parę godzin mieli być u dziadków, bo w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia każdego roku ich odwiedzali.
Przygotowała śniadanie, chłopcy już nie spali, słychać było włączony telewizor.
– Chłopcy, śniadanie i zawołajcie tatusia – zawołała.
Zasiedli do stołu, najmłodszy jak zwykle wszystkich rozbawił. Maria przyglądała im się, każdemu z osobna.
– Tak mam dla kogo żyć – pomyślała – Boże dziękuję ci, że ich mam.
Uśmiechnęła się zagadkowo. Paweł przyuważył jej uśmiech i powiedział:
– Karolku zapytaj mamusię co ją tak rozbawiło, bo mnie nie powie.
– To tajemnica, której nie wyjawię – odpowiedziała.
Spojrzała na Pawła. Ma najpiękniejsze niebieskie oczy jakie widziałam, źle wygląda, jest blady – pomyślała. Jak ja cię kocham, gdybyś to wiedział, ale nie mogę… nie potrafię, upokorzyłeś mnie.
Nigdy się nie dowiesz, że nadal bardzo cię kocham.
– Wiesz, po śniadaniu podjadę na stację, zatankuję, bo jadąc do rodziców musiałbym nadrobić drogi, a tu stację mamy niedaleko, jeszcze kupię płyny do samochodu, bo łapie mróz i sypie śnieg.
– Dobrze, kup też chusteczki higieniczne, bo skończyły się.
– Mogę z tatą? – zapytał jeden z bliźniaków.
– Zostań z mamą, bo zimno, ale jak wrócę, to mi pomożesz wkładać prezenty do bagażnika – powiedział Paweł
– Mario wychodzę – podszedł, chciał ucałować, jak kiedyś, ale ona odsunęła głowę.
Paweł długo nie wracał, nie odbierał telefonu. Sypał śnieg, droga śliska, zaczęła się martwić. Nerwowo spoglądała przez okno.
Chłopcy nie mogli się doczekać wyjazdu, zniecierpliwieni już trzymali kurteczki, też czekali na tatę.
Nagle zadzwonił dzwonek, podeszła do drzwi i zamarła. Przed drzwiami stali policjanci.
Czuła, że stało się coś złego.
– Czy Paweł Nowak, jest pani mężem?
– Tak.
– Możemy wejść? – proszę, wskazała ręką na salon.
Stojąc kontynuowali:
– Pani mąż za kierownicą dostał zawału serca i uderzył samochodem w balustradę.
– Żyje? – wyszeptała.
– Akcja reanimacyjna trwała, ale nie wiemy czy żyje, pogotowie zawiozło go do pobliskiego szpitala, przykro nam. Później z panią skontaktujemy się, mamy parę pytań.
Pożegnali się i wyszli.
Pośpiesznie ubrała się. Z sobą zabrała tylko najmłodszego. Zadzwoniła z samochodu do znajomych z prośbą, by zabrali Karola spod szpitala, bo z dzieckiem nie wejdzie i by pojechali do jej domu zaopiekować się starszymi synami. Łzy zalewały jej twarz, z trudem prowadziła samochód. Pod szpitalem znajomi już ją oczekiwali. Odebrali Karola, zapewnili Marię, że zajmą się dziećmi. Zanim odjechali, przez uchylone okno ich samochodu koleżanka zawołała:
– Jak czegokolwiek się dowiesz, to dzwoń, my powiadomimy rodziców Pawła, trzymaj się.
Wbiegła na Oddział Intensywnej Terapii. Była tam malutka poczekalnia dla rodzin chorych, gdzie kazano czekać. Każda minuta wydawała jej się wiecznością.
– Boże nie zabieraj mi go, wybacz wszystko co powiedziałam, nie możesz teraz odejść, Paweł wybacz – mówiła do siebie.
Po czasie wyszedł do niej lekarz. Był bardzo spięty, ściszonym głosem powiedział:
– Przykro nam zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, proszę przyjąć wyrazy współczucia… Może pani podejść na chwilę do męża… – lekarz coś mówił jeszcze, ale nie docierało do niej ani jedno słowo…
Podeszła do drzwi, wsparła o nie głowę, położyła dłoń na ich szybie i głaszcząc ją szeptała:
– Paweł, nie teraz, tylko nie teraz… jesteś całym moim życiem…