Ostatnia przystań

Zimowy obłok nad domami
Tabunem spopielałym pędzi
Dziś z wiatrem znika w chmurach
A ja w niełasce patrona zguby
Snu spokojnego szukam
Oddechem scalam się z szybą

Światło latarni nerwowo mruga
Oświetla przecinki drogi
Kiedyś ruchliwe z gwarem dzieci
Dzisiaj wymarłe z zapachem śmierci

Czasem ktoś przejdzie z maską na twarzy
Z głową spuszczoną w zadumie
Nawet pies kundel merdać ogonem
radośnie jak kiedyś nie umie

Patrzę na dom ostatniej stacji życia
Co parę dni ktoś stamtąd już
Nie musi prosić o coś do picia
By darowano malutki spacer
– okruchy świata zobaczyć
Im gwiazdy drogę będą znaczyć

Z daleka wpadną znów na chwilę dzieci
Pobliskie dzwony oznajmią światu
Odejście mamy może taty

Codziennie słychać trwożny dźwięk
karetek pogotowia
Wciska się w uszy przechodzi ściany
Paraliżuje strachem

Zastyga ciszą pod tym domem

———————————————————–