Aleje bzów, kasztanowców
Wkroczyła w aleje pełną krasą.
Kiściami bzu, kasztanowca.
Tryska zielenią prosto w oczy.
Z wiosennym deszczem, wiatrem.
Tworzy zapachy wszem-urocze.
Pachnie nadzieją i utraconym.
Miłością i rysą szpecącą.
Dzieciństwem i w dłoni konwalią.
Radości daje choć na chwile.
Tyle co róża buchnie purpurą.
Bo wnet opadnie zeschłym płatkiem.
Liściem ostanie przy łodydze.
Aż do następnej cudnej chwili.
I jak wiosenna burza przemija.
I ptaki wówczas również milkną.
Czyja jest wówczas wiosna taka?
Motyla, ćmy, czarnego czy białego ptaka?
Raduje oczy przemęczone.
Zaciska usta trwogą zaciśnięte.
Bowiem to pora by się rodzić.
Nie samotnie odchodzić.