“Mianują mie Hanka”-monodram Alojzego Lyski
- Views 0
- Likes 0
To nima przeklynto ziymia…
.
Ziemio ty moja ukochana, cudaka z ciebie zrobili.
Od wieków byłaś rabowana, o czarny diament się bili.
Jak ze stołu matki zabierano twoje kromki chleba.
A rąk wyciągniętych było wiele.
.
Jestem po obejrzeniu monodramu „Mianują mie Hanka” w reżyserii Mirosława Neinerta.
Monodram opracowany na podstawie tekstu Alojzego Lyski „Jak Niobe”.
Morze emocji. Taką samą siłę wewnętrznego uderzenia odczułam oglądając „Pianistę”.
Kiedy łapałam w dłoń łzy spływające, po prostu potok, zdałam sobie sprawę jak bardzo kocham Śląsk. Jak bardzo za nim tęsknię. Tym kawałkiem mojej ojczyzny.
Tak, kiedy nie widzę szybu, to wiem, że nie jestem w domu, bo z okna sypialni patrzyłam na koło szybu kopalnianego i komin z insygniami Księcia Pszczyńskiego.
Monodram, tylko jedna postać na scenie, a zamierało się po każdej sekwencji podanej widzowi.
Majstersztyk! W wykonaniu Pani Grażyny Bułki. Wcieliła się w postać tytułowej Hanki Jonakowej.
Na scenie tylko stołek, ryczka, szklonka i szpula nici z igłom i ONA. Podaje nam swoje prywatne życie w trudnych czasach historycznych w jakich jej dane było żyć. A więc pierwsza wojna, Plebiscyt-Korfany, druga wojna. A w tym trudny status Ślązaków.
Tak… wszyscy Śląsk chcieli, ale nas nikt nie chciał! Staliśmy się problemem, zawadą. Cudakiem, wytworem … Człowiek tam gdzie się rodzi, wychowuje, pracuje po prostu żyje kocha ten kawałek ziemi.
Nie wpasowalibyśmy się w żaden pusty puzzel układanki polityczno-gospodarczej.
I jak zawsze kto cierpi w podobnych sytuacjach? – lud. Zwykli prawi ludzie. Którym starcza chleb, powszedni chleb. Dla których rodzina to spełnienie. W tym przypadku dla rodziny śląskiej –
szychta na grubie i przysłowiowy klocek, i powrót do domu w którym czekała żona i dzieci, i kościół.
Jestem z ostatniego pokolenia, któremu dano wysłuchać z ust świadków jeszcze żyjących te wyznania. Pamiętam kobiety /Omy chodzące w kieckach. Mężczyzn/Starziki siedzących przed familokiem z fajkami. I ich niekończące się opowiadania. Oglądając spektakl kadry dalekich wspomnień wskakiwały. Hanka tak bardzo upodobniona do śląskiej kobiety, posturą, piękna gwarą, prostotą na równi stojącą z mądrością i prawością. Matka, żona i patriotka – tej ziemi.
Jak wzruszające były koleje jej dramatycznego losu. Sceny w których była przesłuchiwana przez Niemców -1939 ( nie akceptujących Polaków na Śląsku) , a po latach przez Rosjan-1946 ( bo dla nich Ślązak to Niemiec) Przesłuchania, więzienie, obóz, upodlenia, głód. I to zapierające dech zdanie:
– My są Ślązoki, pojakimu nami poniewierocie.
Końcowa scena, kiedy rozpacza nad decyzją syna o wyjeździe do Niemiec:
– Muter ale jo wyjeżdżom
-Nie jedź synku… Co jo poczna sama.
Tak, sama, bo wszyscy bliscy już nie żyli. Ofiary wojny, a jeden z synów zginął na kopalni.
I pomyślałam sobie wówczas, przecież nie ma regionu w Polsce z którego by ludność nie wyjechała do Niemiec. Ale tylko Hanysom przypisywany przydomek Szwab!
Znam osobę z poznańskiego. Stary człowiek, opowiadał, że jego ojciec będąc dzieckiem bawił się z niemieckimi dziećmi w piaskownicy /pole było granicą Polsko-Niemiecką, -wystarczyło przebiec żyto -mówił/stąd już jako dziecko nauczył się języka niemieckiego. I chyba nie ma rodziny, która nie miałaby kogokolwiek na Śląsku. Czy to praca czy studia. Co było zrozumiałym.
Tak jak nam w tym monodramie jasno wyjaśniono kwestie polityczne, rozdarcie wewnętrzne Ślązaków nigdzie nie doczytałam. Rzucano /prasa, media/wyrwane informacje, rozległe i z przegiętą szalą prawdy w zależności KTO podawał treść. Może teraz wielu zrozumie, że Hanys to nie Niemiec.
Szkoły polskie i niemieckie. Przymusowe wpisywanie dzieci do politycznych organizacji, bez wiedzy rodziców. Plan, skrupulatnie perfidnie wykonywany.
Kiedy Hanka obrywała nitkę ze szpuli, a kamera celowo robiła zbliżenie jej dłoni -dusiło w środku.
Tak, to kadr ciepła domowego, symbol Babć, Cioć, Mam. I te piosneczki śpiewane przez nią. Śpiewem był rozpoczynany dzień, to prawda.
Kiedy opowiadała o 1946 roku, jak …Ruscy weszli. Wiele pamiętam z przekazu bliskich. Mieli wówczas po 8, 9 lat. Czasy grozy. Kiedy ocaleni z Oświęcimia/a o tym mówi bohaterka/ szli w okolicach Mikołowa, bezdechem zatrzymałam się. W tym rejonie zamieszkałam po ślubie. I wszyscy tam mieszkający łamiącym się głosem o tym opowiadali.
Autentyczność! Ktoś znający życie na Śląsku zobaczył stu procentową autentyczność.
Uważam, że Pani Grażyna Bułka/rdzenna Ślązaczka/ tak bardzo została wpasowana w tę rolę, że śmiało można powiedzieć pisana dla Niej. Ciepło bijące od tej kobiety zginało kolana dla szacunku do Niej. Symbol matki – śląskiej matki – wielkie Chapeau bas!
.
———————————————————————————————–
0 Komentarze