Proza

Archiwum

Siła głębin (pamięć)

 

 

                                

zdj. własne

            Siła głębin 

            (Pamięć)

 

 

 

Kolejny ALERT!  Telefon wibruje na stole. Trwoga. Niepokój. Jak kiedyś, będąc dzieckiem, wycie syren. Wszystkie kobiety biegły do bramy kopalni. Wypadek. Słychać było strzępy rozmów, modlitw i szloch. I wszechobecne „ Panie, tylko nie on… „

Tym razem ostrzeżenie o nocnej  burzy z błyskawicami i silnym wiatrem. Połowa czerwca. Jak co roku jesteśmy nad naszym ukochanym Bałtykiem. Temperatura umiarkowana. Dla nas w sam raz. Czasem chmury wyciskają kilka kropli przyjemnego deszczyku, co przy bryzie wypluwanych z głębin fal na brzeg plaży, jest malizną. W poprzednie dni woda była lodowata. Niemniej tego wieczoru postanowiliśmy również pójść  na spacer. Morze było wyjątkowo wyciszone. Nawet mewy w bezruchu na falochronach,  jakby wyczekiwały na atak natury. Widok zapierający dech. Horyzont zlany kolorystycznie z taflą wody. Niesamowity odcień spopielałego błękitu. Przed nami – nad nami,  w całym polu widzenia.

A pod stopami piasek w kolorze starego złota.

 – Nie widziałem nigdy czegoś tak pięknego – usłyszałam.

– Ja również Piotr – odparłam. I to były jedyne słowa, które  padły.

Nasze oczy mówiły. Zachwyt. Totalny zachwyt. Spojrzałam pod stopy. Piękny kamyczek. Gdy schylałam się po niego moją dłoń musnęła woda. Ku mojemu zaskoczeniu była ciepła.

 Fale robiły wrażenie jakby nie były wyrzucane na brzeg tam i z powrotem, one się bujały. Jak bieguny kołyski. Wyjątkowo cicho. Wyjątkowo subtelnie. Bezszelestnie, tak właściwie to bezszumnie. Każdy garbik był ozdobiony koronkową pianą, jak girlanda na oknie. Zdjęłam obuwie i zmierzałam w głąb. Jakbym była zaproszona. Kiedy woda sięgnęła ud – przystanęłam. Czułam się zespolona z całością. Zamknęłam oczy. Woda delikatnie muskała przywodząc  wspomnienia,  jakby je oczyszczała. Kiedy fala wracała w głąb morza piasek osuwał się spod stóp pozbawiając mnie równowagi, lecz kolejna fala, ta powracajaca stawiała znów do pionu. Każdy taki przypływ i odpływ otwierał nowe drzwi. Niczym muszlę z perłą w środku. 

Tak, pamiętać tylko dzieciństwo, twoje ciepłe dłonie mamo, burzę włosów, błękit oczu nasycony odcieniem niezapominajki z blaskiem gwiazd.

Tak, pamiętać i przejąć twój ból tato, całować twoje spracowane dłonie.

Tak, pamiętać twój cudny rozświetlający uśmiech mężu, dziś zatopiony w ciemności zmroku.

Z podmuchem świecy, przy waszym boku – gaśliście powoli, cichutko wraz z nią.

 

Uniosłam ręce, poczułam dotyk. Przy moim boku stał Piotr.

– Czas wracać – usłyszałam. Spojrzałam przed siebie. Czy chcę się pożegnać? – pomyślałam.

– Zobaczyłam nieskończoność w tym pięknie – powiedziałam. Przytaknął głową.

Ta błoga cisza towarzyszyła nam. Brodząc nad brzegiem pozostawialiśmy za sobą ślady gołych stóp. Które skrzętnie zmywały fale, jakby chciały zatrzeć po nas każdy ślad.

W zamian dostaliśmy wiele. Coś czego słowa nie opiszą. Byliśmy całkowicie wyciszeni.

Często  przystawaliśmy w drodze powrotnej.  W milczeniu. Z zachwytem w oczach. Nieustannie nam towarzyszącym. Podczas zdejmowana przemoczonych ubrań Piotr zaczął:

-Wiesz, to był najpiękniejszy spacer. Nigdy czegoś podobnego nie widziałem. Nie czułem.

-To prawda. Ja również. –

– Czy byłaś z bliskimi?- zapytał. Skinęłam głową. – Ja byłem z rodzicami. To było niesamowite. Byli tak blisko. Odnosiłem wrażenie jakby mama mnie obejmowała kiedy byłem dzieckiem. Ojciec tylko się uśmiechał.

– Miałam podobne odczucie. I ta błoga cisza. Zauważyłeś, że w zasięgu wzroku nikogo prócz nas nie było?

-Tak. Zastanawiam się czy oni są zawsze blisko, czy my zbliżamy się do nich.

– Biorąc pod uwagę nasz wiek to drugie. Zaśmiał się. Albo i jedno i drugie. Ciekawe skąd te wyrywane wspomnienia. W jakim zakamarku chowa je pamięć. Skąd decyzja, by je uwolnić w danym momencie. I czy my o tym decydujemy, bezwiednie.

– Może to potrzeba chwili?- odpowiedziałam. A może w tym etapie życia wszyscy tak mają?

– Przecież tak wiele zapominamy z bieżących spraw. Idziemy do pokoju i przystajemy – po co tutaj szedłem?

– Otóż to! – odparłam. Ale ze zmarłymi jest inaczej. Zauważyłeś? Ta pamięć jest inna. Sytuacyjne sprawy przy dzieciach zapominamy. Gdzieś z bieżącymi przysypane.

– To prawda.  Piotr zamilkł. Objął dłońmi kubek.– Pij, bo wystygnie – zwrócił się do mnie. Zaparzyłem imbir z kurkumą. Po chwili kontynuowaliśmy temat.

– Wiesz, wracając wskakiwały kadry z dziećmi, kiedy były małe.  Te malutkie rączki budujące zamki z piasku, które nieustannie podmywała woda. Te stópki uciekające przed kolejną nadchodzącą falą, te piski radości. Nawet widziałam siebie na materacu, który pilotował tato. – Westchnęłam.

– Tak, dzieciaki …pamiętać wasze małe dłonie na mojej szyi. – Wyszeptałam.

– Co by nie powiedzieć jesteśmy cudnie skonstruowani. Nie zawsze jakby człowiek chciał, niemniej to majstersztyk. Najważniejsze, by nasz zamek był stabilny. By żadna woda go nie podmywała.

– Bo najważniejszy jest grunt.- Powiedział Piotr.

– Tak, masz rację grunt… – Poparłam. – Jak to mówią?

–  Grunt to zdrowie! – wykrzyknęliśmy niemal równocześnie uśmiechając się.

                                                                          .

 

 


 

 

0 Komentarze