Zakup /satyra
- Views 536
- Likes
&
.
Zakup /satyra
.
Zakupiłam samochód sama.
W Autokomisie był polecany:
– W sam raz dla pani!
– Malutki, kobiecy, zadbany.
Zakupiłam… ja blondi – dama
Taki czerwony z szyberdachem.
Malutki, zgrabniutki, zatem…zakupiłam.
Ot, tak mężowi na złość!
.
On jeździł większym. Ja nim
w kółko parkingu krążyłam.
Jak ten niedźwiadek z kawału.
By po siódmym okrążeniu
wreszcie zaparkować.
W rządku – porządku i być w raju.
Gdy silnik milkł, bo pot ściekał.
Ten był zgrabny powabny
w każdą wolną przestrzeń się wkradł,
a ja ważna…
Nie stał w ukosie, ani na wznak.
A było to latem…słodki upał.
Okienka pouchylane.Blond włosy rozwiewane…
wiatrem z aromatem kwiecistych woni.
.
Aż przyszła jesień. Złota.
Wiatr z zapachem pól, łąk, sadów.
Potem nastała ta słotna i koniec raju…
Ziąb wchodził z każdej strony Opelka.
Wkradać zaczęła się każda deszczu
kropelka. Choć tak kocham deszcz.
.
Włosy i ramię zraszane, a gdy nastały ulewy
jak skąpane…
Nogi przeziębnięte od stóp do kolan
mimo włączonego grzania.
.
Ależ była moja mina – wręcz barania,
gdy uniosłam podwójne wycieraczki.
Dziury przez które było widać białe.
Wymalowane na asfalcie ślaczki
– po szminkę się schylałam.
.
Nim trafiłam na warsztat do ulubionego pana,
by się nie przewiać ściskałam kolana.
Wiatr z ziąbem wdzierali się wszędzie.
.
Pod spódnicę, na kolanka, uda i dalej …wszędzie!
.
O rachunku już nie wspomnę…
By włosy mężowi w sztorc nie stanęły
.
Uszczelki na dachu, dziury w podwoziu
licznik przekręcony…taki zrobiłam zakup
Urażonej żony!
.
0 Komentarze