znów ramiona
nieproporcjonalnie rosną
rozrzutnie zużywam po bezdechach tlen
znów kiełkują
bezwstydnie zalążki zatraceń
bluszczem pożądania pną się w górę
znów biegnę
za latawcem obciążonym pragnieniem
choć jego sznurek skutecznie dozuje granice
znów stąpam jak kotka na rozżarzonym dachu
*