& Kici, kici…miał
z cyklu okiem Stańczyka
Część 9
– A co tam słychać u naszych urwisów – powiedział Cezary. Zajrzę do nich, a wy sobie poplotkujcie kocice. Uśmiechnął się i poszedł do pokoju Filipa.
– Witajcie kochani – co tam układacie? – zapytał.
Nawet nie unieśli główek. Byli tak zaabsorbowani. Filip odpowiedział:
– dziadku dostałem prezent od cioci i wujka. Popatrz, jaki fajowy – figlarnie poruszył ogonkiem. Cezary uklęknął by dojrzeć i zaniemówił. Był to nasz orzeł biały. Bardzo się wzruszył. Dobry prezent, oj dobry wybrali – podsumował.
– Czy wiecie co to? – zapytał wnuków.
– No wiesz dziadku, wszyscy wiedzą, to nasze godło. Naszej krainy. Z koroną!!!! – wykrzykiwali.
A tłem będzie biało – czerwona flaga.
– Kto ty jesteś? – połaskotał palcem najmłodszego wnuka. Nagle usłyszał gromki odzew
– Polak mały! – Uśmiechnął się. – Jestem z was dumny – powiedział.
– Tak dzieciaki to nasze i tylko nasze. Polskie łąki. Zamilkł. Oby wasze pokolenie godnie trzymało berło – pomyślał. Oj, firmamencie daj mądrego władcę, bo lud dzielny, pracowity zdolny. Ciekawe jaki los was czeka w tym kraju. Ciągnął dalej myśli, przyglądając się wnukom. Godnie żyjący jest wartościowym. Daje z siebie wszystko w podzięce za dobre życie. Za uśmiech żony i dzieci. Gdzie bieda tam miłość wychodzi oknami i drzwiami. Stres wszystko zniszczy. Pokiwał głową w zadumie.
– Popatrzę jak to robicie, bo ja chyba nie dałbym rady – powiedział. Jeden z wnuków przysunął mu dmuchany fotel. Ledwo usiadł, a wnukowie usłyszeli jego chrapanie. Filip pokazał kuzynom palcem naciskając usta na znak ciszy, bo dziadziuś znów drzemie.
– Cezary zabawił z chłopakami – powiedziała Laura.
– Tak, kochają dziadka. Może zrobię jakiejś kanapki mamo? Coś ciepłego? Czas na kolację.
– Dobrze zrób, a może byś u nas została na noc z dziećmi? – zapytała.
– Powiedziałam Sfinksowi, że mogę u was zostać, by się nie martwił kiedy wróci, a nas nie będzie. On i tak nad ranem znów wróci z pracy. Wraca tak zmęczony, że od razu zasypia. Martwię się mamo. Ile jego organizm wytrzyma.
– Właśnie, ile…szepnęła strapiona Laura…ile…
– Nasze czasy są tak stresujące, że ojcowie rodzin przedwcześnie odchodzą – pociągnęła temat Amalia – jak nie wylew to zawał. Wszystko drożeje. Sery, ryby w cenie dobrego mięsa. Nam nie wolno łowić, tylko parę sztuk, bo podatek. A jak złapią to kara. A środki czystości? Niesamowite rachunki. A jeśli ktoś ma dzieci…Ile tego trzeba mieć i skąd. A lekarstwa? Zamartwiają się czy zabezpieczą byt rodzinie.
– Tak, to prawda. Cmentarze pełnieją młodymi. Mogiły rosną i rosną – nostalgicznie podsumowała Amalia.
cdn.