& Kici, kici…miał

z cyklu okiem Stańczyka                                                         

Część 6

 

 

Amalia weszła przez taras do kuchni. Usiadła na krześle i powiedziała:

– Wiesz twój mąż drzemie, więc niezręcznie będzie mu asystować, pobędę przy tobie chwilę.

– Dobrze – odparła Laura – dokończę porcjować ciasto i pójdziemy razem.

– To pora podwieczorku – uśmiechnęła się. Uwinęła się szybko. Postawiła czajnik z kawą i ciasto na dwóch tacach i poprosiła Amalię o pomoc.

– Choć, koniec drzemki Cezarego – Kiedy wchodziły na taras to drzwi tak zaskrzypiały, że obudziły go. Otworzył szerzej oczy. Ujrzawszy sąsiadkę  zawstydził się bo wiedział, że chrapie.

– Och, witaj Amalio. Dawno cię nie widziałem – przywitał się.

– Oj, a co to smakowitego przygotowała dla nas moja żona? – cieplutko powiedział wzrokiem dziękując.

– Moje ulubione ciasteczka i kawusia z mleczkiem…mniam, mniam…

Amalia usiadła przy stole i wzięła łyżeczkę by posłodzić kawę, którą nalewała dla niej Laura.

– Piękne popołudnie. Już koniec lata, a szkoda – powiedziała – jeszcze parę dni i dzieciaki znów do szkoły – westchnęła.

– Oj tak. Tym bardziej ci ciężko, tęsknisz za tym prawda? – podsumowała Laura.

– Tak, bardzo tęsknię. Brakuje mi głosów dzieci, tego wrzasku na przerwach…tych rozdziabionych ust, kiedy zadawałam pytania lub kiedy oni wysłuchiwali odpowiedzi na swoje. Kochałam tę pracę.

– No właśnie! Bo byłaś nauczycielem z powołania – Pokiwał głową Cezary.

– A teraz?  Eh, co za czasy. Takich jak ty Amalio nauczycieli na palcach policzyć. Ty zabierałaś wszystko do domu. Nocami lampka się świeciła, bo przygotowywałaś na następny dzień, a oni mają na tacy!

– To prawda Cezary. Wręcz na tacy. Taki sam podręcznik jak uczeń. Gdzie prawie namalowane jak prowadzić lekcje, a pensje? Szkoda słów. To moim zdaniem choć jestem nauczycielem mało moralne. Nam na  życie starczało, choć w porównaniu z tym co dzisiaj im płacą to było mało. Ceniliśmy wolne w wakacje. A i tak do szkoły się chodziło by samemu pomalować szafki na kolorowo. Ja to kochałam, więc byłam tam, a nie gdzieindziej. Ja znałam każdego ucznia dobrze, nie tylko tych lepiej sytuowanych. Nie wybierałam elitarnych klas.

– Ja wam powiem teraz to bezstresowe wychowanie to zagłada na przyszłość – wtrąciła się  Laura – dziecko musi mieć jakiś respekt, a jeśli nauczyciel przychodzi do szkoły prawie goły, z dekoltem i kiedy pisze na tablicy to bielizna na wierzchu, to czego! – uniosła się – mogą się spodziewać? – potem to wina wychowania w domu! Relacje z uczniem nie mogą być na stopie partnerskiej. To jak z tym powiedzeniem…dasz rękę…Autorytet to jest to czego mało teraz. Ale na to trzeba zapracować, choć teraz ciężkie czasy. Dopalacze, zło z komputera, przemoc w tych grach wciągających…to ich wzorce. Rodzice zapracowani. Mało czasu by dopilnować. A pokolenie tak chytre, że i rodzica na manowce wyprowadzi. Kiedyś był problem tyko z rodzin typowo patologicznych, gdzie królowała nalewka z żyta, ale i co te kociaki miały dobrego w domu widzieć.

– Tak, to prawda – powiedziała Amalia – najbardziej mnie dziwią te notoryczne strajki, czego oni jeszcze chcą. Mają tak wiele przywilejów. Jak żaden inny zawód. W końcu pracują tyko 18-naście godzin tygodniowo. Nie jak inni po minimum 8 godzin dziennie. Czyli 40 godzin tygodniowo. Publicznie podają tylko stawkę zasadniczą. Ale od tego są pochodne. Wysługa lat i inne.  O tak, ale jak się ma tyle wolnego w przeciągu roku, to brakuje, by dobrze wykorzystać. A to kosztuje. Dwa miesiące wakacyjne wolne. Płatne. Wiecie jak ja sobie to ceniłam? Pensja plus średnia godzin z roku szkolnego. Od dużej przerwy to już nadgodziny. Do tego osłona socjalna. I to niezła. I mało! To nie wszystko. Są jeszcze inne dodatki za wychowawstwo, motywacyjne, funkcyjne. Mogą skorzystać z urlopu zdrowotnego, też płatnego…przez dwa lata. By zregenerować siły do pracy.

– Inni nie mają stresu w pracy, prawda? – rzekł Cezary – Przed każdymi świętami wolne, bo rekolekcje w świątyniach. Kto tyle wolnego ma. Inni mają 26 dni urlopu, chyba, że zawody uprzywilejowane jak górnicy, ale oni ciężko pracują, chodzą w pozycji goryla ze schorowanymi kręgosłupami. Jak kuzyn Alfons, pamiętasz Lauro? – zwrócił się do żony.

– Oj, tak. Pamiętam. I tu się szczerze zaśmiała. Co cię tak ubawiło? – zapytał Cezary.

– Wiesz, już go sobie pośród nas wyobraziłam – i wiesz co by powiedział słysząc to co mówimy?

– Jakby zjechali roz szolą na doł, to by narobili w gacie ze strachu a co dopiyro robić na dole. I niy chcieliby żodnych piniyndzy.  Zrezygnowaliby z tych prziwylejów po łobłoki jak to godajom ło hajerach – Laura sparodiowała kuzyna. Na co wybuchnęli wszyscy śmiechem.

– Oj, tak – powiedział Cezary – Tak by powiedział.

– A same wakacje to 62 dni wakacyjne. Najpiękniejsze w roku.

– A reszta??? – dopowiedziała Laura. Często matki z kilkorgiem dzieci pracujące, nie mają gdzie i z kim pozostawić swoje latorośle, bo świetlice zamknięte. W tych strajkach mało o uczniach, o nauczaniu. Na pierwszym miejscu ich płace!

– Fakt same papiery do wypisywania, opinie psychologów – pociągnęła Amalia – za moich czasów tego nie było. Mało! W tym nie ma najważniejszego – ucznia. Ale to w końcu w większości to nauczyciele wymyślają takie rewolucyjne zmiany. Idą szybciej na emerytury. Starczy 20 lat przy tablicy i emerytura. A potem do spiżarni. Cieplutkiej, pełnej… A tam muszą się wykazać, że coś robią, więc wymyślają zmiany. Podstawówki, Gimnazja potem zmiana… kto to widział tak eksperymentować z dziećmi. Wiadomo nie wszyscy tacy są. Bo są naprawdę z powołania. Kochający dzieci. Kochający uczyć. A świadomość, że uczniowie kończą szkołę i mają poukładane w główkach to najważniejsze. To satysfakcja, że dotarło się do ucznia, że wycisnęło się jego pasje, talenty. A kilkoro takich miałam. Moja duma. Daleko zaszli. Na tych z powołania mówimy z koleżankami – nasze Judymki – powiedziała pieszczotliwie.

– Eh, co za czasy – powiedział Cezary – Oj, idzie nasza Lawinia – uniósł się z fotela by przywitać córkę.

cdn.                                         

 

                                                                    

                                                                                                                               

 

Lena Maria T.