.
.
Jak buty z Auchan’u
.
Było to jakiś czas temu. Parę dni wcześniej niedaleko nas odbyło się uroczyste otwarcie Auchan’u. Więc obiecaliśmy wnuczce, wówczas kilkuletniej czerwone sandałki. Była to niedziela. Robiłam obiad. Mała pamiętała. Nie dała spokoju. Tak wierciła w brzuchu, że odłożyłam wszystko i do samochodu. Była pierwszą dziewczynką w naszym domu. Po czterech synach. Uwielbialiśmy ją. Synom zawsze towarzyszyła w garażu. Podawała śruby, narzędzia, siedziała w samochodzie, na motorze, rowerach. Mała chłopczyca rosła, bo miałam ostatniego syna niewiele starszego od wnuczki. Razem się wychowywali.
Wchodzimy do Galerii. Mała śliczna. Opalona, blond włosy po plecy. Wszyscy za nią patrzyli. A ja i mąż dumni. Nagle dojrzała regały i kosze druciane z butami. I pobiegła.
Po chwili doszliśmy do niej. A ona na cały głos:
– Babciu popatrz, popatrz jakie chujowe buty!!!
Ja myślałam, że dam nura ze wstydu do kosza z drewniakami. Istotnie były obskurne. Ci, którzy to słyszeli piali ze śmiechu i przy kasie powtarzali stojącym za nami zaistniały incydent. Nam nie było do śmiechu.
.
Opowiadałam to w pracy i wiadomo śmiech i refleksja jak powinnam zareagować. Ja to zignorowałam. Bo i cóż po fakcie począć. Ale stało się to anegdotą na lata.
W pracy, gdy przepis był mało ludzki…szef określał na naradach…(dla wtajemniczonych)
np. punkt numer 2 paragrafu 25…
Proszę Państwa to przepis jak buty z Auchan’u…
.