Wiersze

Archiwum

impreza-grypa

 

 

jak lodowaty wiatr pojawia się uderza w różne miejsca,

gdzie ciepły pokój, nawet stosowne ubranie wydają się złudzeniem,

szczyty gór stają przed oczyma, gdzieś tam namiot alpinistów

okraszony mgłą i parą z ust i bulgoczącego dzbanka,

by za moment zaparzyć herbatę i gorący kubek przytulić dłońmi

 

innym razem skręci tak, że nie sposób utrzymać pion,

wymusi niekontrolowany krzyk, brzmieniem przypominający

skowyt wilka podczas pełni księżyca, jakby rozpaczał za nas,

że noc straciła kolory, bo czeluść wokół i żadnej gwiazdy

w pobliżu, by spełniła życzenie szybszego kresu cierpienia

 

ale, gdy koleżanka dołączy do zabawy, to siły całkowicie

ulatują, jak powietrze z materaca, płynąc zbyt odlegle od brzegu

to torsja , jest jak mszcząca się panienka po nieudanych zalotach,

do tego samego klienta, robi tornado, a barwami serwują jak

wyzywający nocny makijaż, wychodzący poza kontury ust

 

po takich nieproszonych gościach, pragniemy tylko snu,

najlepiej bez snu, by nie zamartwiać się jego interpretacją

czy jest przestrogą, czy zapowiedzią czegoś lepszego…

 

zdj. z int.
zdj. z int.

 

0 Komentarze

Odpowiedz

8 − 5 =