Proza

Archiwum

Tak wiele stacji, Panie…pocałunki Judasza…4/1

 

 

Tak wiele stacji, Panie… 

pocałunki Judasza…

 

 

 

Wyjmujemy źdźbło z oka z wiatrem zawiści celnie wsunięte

perfidnie by uwierało. Oczekujemy w bólu na wypłynięcie drzazg

by wraz ze zgnilizną podłości opuściły ciało. Upadamy na kolana

z kruchości kręgosłupa nadwyrężonego z nadstawiania karku

Podkładamy drugi policzek by cios był trafny znając apetyt zła

Niech zaspokoi głód. Upadamy wstajemy. Łzami wilżymy spierzchnięte usta

Zwinięci z rozpaczy jak róża jerychońska królujemy na własnych pustyniach

Dlatego swoje światło kryjemy korcem oczekując zmartwychwstania.

 

Czas refleksji. Wspomnień, przemyśleń, wyciągania po czasie wniosków. Czy dobrze zareagowałem? Bo ciągle coś gniecie, uwiera. Czy czuję się winny? A jeśli tak – to czy do tego chciałem doprowadzić? Ile w tym mojej winy? Przecież robiłem wszystko, by mnie zrozumiano. Nic! Przeciwko nikomu. Wręcz przeciwnie…Dla innych!

A jednak doświadczamy…

I co najbardziej boli? – Ciosy od bliskich.

Tak mocno trafiają, że wstrząsa sercem. Dusza powalona z odebraną całkowicie jasnością. Jakby nagle zgasło słońce, gwiazdy i księżyc. Bo analizujemy za dnia i nocą. Tak, ciosy bliskich! Wiedzą, gdzie trafić, wiedzą gdzie mamy najczulszy punkt, bo nas znają. Zwierzamy się …co słychać? – znamy to wszyscy. A łatwowierna dusza wszystko opowie, nawet marzenia, przyszłe plany. Dlatego tak sprawdza się

…mowa srebrem, a milczenie złotem…

Panie, Ty sam wybrałeś swoich bliskich…a jednak, skazali Ciebie na cierpienie … symbolicznym pocałunkiem. Też wyparli się Ciebie trzykrotnie…Wybrałeś ich by kontynuowali Twoje dzieło…By w imię miłości wszyscy żyli jak rodzina. Wspomagająca się. Razem ciesząca sukcesami, porażkami.

Co powoduje bliskimi, by ranić? Chęć decydowania o naszych decyzjach?

Tych nawet najintymniejszych? O decyzjach zmian w naszym życiu. Doradcy? Poniekąd, tak. Ale nie  decydenci!! Gdybyśmy sobie tego życzyli, to sami poprosimy. W kwestiach porad  majątkowych i podobnych  zatrudniamy adwokatów, ale w decyzjach własnego losu wybieramy sercem, własnym wnętrzem. Sami. Oczekujemy od nich porad nie decyzji!!!

Kiedy robimy tak by szło po ich myśli jest zgoda, poparcie, akceptacja. Niejednokrotnie coś z tego czerpią. Ale gdy stajemy okoniem, czy postawimy po dokonanym wyborze, czego obawiają się, że coś stracą? Co? Chyba tylko fakt bycia decydentem, a nam wydawało się, że bywamy partnerami. Przecież to nasze życie. Każdy ma swoje. Choć zawsze oceniamy innych. Lubimy pogrzebać w cudzym, z manierą dziecka budować z piachu wyjętego z kałuży. Jako ludzie mamy wredną cechę obrażonego dziecka. Najpierw bawimy się wspólnie w kałuży, ale jak nie po myśli …to łopateczką nabieramy z niej i rzut. Bywa, że mamy w otoczeniu  kogoś zaborczego, kogoś kto chce postawić na szczycie budowli swoje insygnia. Będąc dzieckiem mama pieszczotliwie obmyła i ucałowała, ale jako dojrzali ludzie takie błoto podejmujemy jak kwas. Parzy! Bo z rąk bliskiego. Wrażliwy przeżywa.

I zwraca się do Ciebie Panie…Pomóż! Dlaczego? Dodaj sił! 

Zamykane za nami drzwi stają się powodem bólu. Przeciąg oblizuje mroźnym ozorem rozczarowania plecy. Tak owiane wracają reumatoidalnym dożywotnim syndromem. Rwie do bólu. A przy zmianach pogody ducha…dotkliwiej.

Czy to samo czują psy wzięte na próbę pod dach panów? Gdzie wyznaczą teren wybiegu. A kiedy piesek wyruszy na swój własny rewir – to won! Piesek wierny i wdzięczny nadal, ale takim obce to uczucie. Wierności, lojalności, miłości … już nie wspomnę o kulturze. Powrót w takich sytuacja bywa wielką niewiadomą. I uporczywe myśli:

jakiego rodzaju byłby, będzie czy mógłby być powitalny pocałunek…

W rodzinie. W wylęgarni bezgranicznej miłości, nie tylko nakazanej. Tej oczywistej, wydawać by się mogło…

 

Lena Maria T.

 

 

 

 

***

0 Komentarze

Odpowiedz

1 × 5 =