Strych
- Views 1767
- Likes 1
Strych
Nigdy nie lubiłam tego dnia. Mama wówczas mówiła:
– Jutro, jak wrócicie ze szkoły, to robimy porządki na strychu! – Zabieraliśmy wówczas pudła i duże worki na śmieci. Było nas czworo dzieciaków. No, i wiadomo rodzice. Nazbierało się z czasem. Zabawki, gry planszowe, karty, bierki, instrumenty muzyczne, płyty, piłki, łyżwy, paletki, książki, podręczniki, buty i zbędne ubrania. Mama nigdy nie pozbywała się ubrań, bo często je wykorzystywała na przeróbki. Każdorazowo dotykając coś z wczesnego dzieciństwa pikało w środku. Z sentymentem wspominam moją jedyną lalkę. Nawet jeśli chciano mi kupić inne to nie chciałam. Ta mi starczała. Pamiętam, jak kiedyś postanowiłam, że powinna mieć sukienkę jak Kopciuszek na balu, bo byłam świeżo po samodzielnym przeczytaniu tej bajki i pocięłam mamy złoty łańcuszek, na równe cztery kawałki, by zrobić girlandowe ozdoby na dole sukni. O rany! Co wówczas się działo. Obronił mnie tata. Pojechał do jubilera i udobruchał mamę prezentem. Zaś zaistniały fakt, był rodzinną anegdotą, jaki to smak i gust ja posiadam. Mama zawsze złośliwie ripostowała – już jako dziecko musiała mieć oryginały -.Lalka ta długo leżała w szarym pudle włożonym do wózka dla lalek. Nieopodal okna strychu. Może i bym ją zabrała po zamążpójściu, ale urodziłam syna, więc o lalce nie myślałam.
Podczas takich porządków zawsze byłam karcona za zatrzymywanie się nad książkami. Mama mówiła:
– Popatrz inni ile zrobili, a ty leniu tylko trochę powkładałaś do worka! –
A ja rozpaczałam, jak można takie książki trzymać na strychu. Wiele z nich wykładałam ukradkiem z worków i chowałam. Nie rozumiałam wówczas, że mama dbała o dom i wciąż brakowało miejsca na tzw. dzień dzisiejszy. A biblioteczka nie mieściła już więcej. Zawsze po takich akcjach byłam karcona i popłakana.
Dzisiaj po tak wielu latach moim strychem jest coś nienamacalnego. Nie posiadam już niczego, co mogłabym dotknąć. Czego dorobiłam się z mężem tworząc rodzinę. A był piękny dom, ogród, gromadka dzieci i on. Najważniejszy wówczas. Żyję w nowym miejscu. Poprzestawiałam wiele, by zrobić porządek w tym strychu dla kogoś wyjątkowego. Tak, poprzestawiałam – nie wyrzucając nic. I nie jest ciasno. Bo miejsca dość. A kiedy mam ochotę pobaraszkować to otwieram jedynym kluczem jaki tyko ja posiadam. Otwieram te cudowne, już skrzypiące drzwi. Obwąchuję, zachwycam się i unoszę dłoń. Czuję, że ktoś tam prowadzi, jak w tańcu.
I co ciekawe tam nie ma kurzu.
2 Komentarze
Odpowiedz
…oj tak Lenko…piekne wspomnienia i chyba kazdy pamieta…a w Twojej prozie wyjatkowe
Dziękuję Piotr, tak takie wspomnienia są cudowne…