#laurwtorkuzprozą_ksztsłów  – Bardzo dziękuję.

KS-opowiadanie erotyczne

&
.
Mnie i tobie dano
.
– Ciągle w biegu – powiedziałam do siebie. Ale tę sprawę załatwiłam i mogę odhaczyć. Jeszcze ten skwerek i parking. Nagle poczułam ukłucie. Pewnie kamyk wpadł do buta. Rozglądnęłam się za ławeczką. Siadam. Zsuwam ze stopy szpilkę i poczułam krople deszczu. Jeszcze tego brakowało – warknęłam. Grzebiąc w torbie za parasolem coś miękkiego uderzyło mnie w łydkę. Była to mała piłeczka. Nieopodal – unosząc głowę – zobaczyłam parę z dziewczynką. Postać młodego mężczyzny zaczęła się zbliżać do mnie. Pewnie po piłeczkę. Podałam. Przeprosił i odszedł. A ja zamarłam. To nieprawdopodobne podobieństwo. Klon Roberta! Deszcz zbawienie kamuflował mój wyraz twarzy i łzy samowolnie turlające się. A parasol w ręku. Otworzyłam go po czasie.
Nieprawdopodobne podobieństwo. Wspomnienia odżyły. Boże, to było tak dawno, a ja pamiętam każdy detal. Tęsknię, wciąż tęsknię, czując to samo co wówczas. To było to, czego szukamy na całe życie. Każdy jego dotyk wywoływał dreszcze. Jego oczy doprowadzały do stanu jaki tylko przy nim odczuwałam. Świat wirował w ekstazie. Ciało niczym plastelina układało się pod dotykiem jego rąk. I ten zapach… wbijając usta w jego skórę dogłębniej wyczuwałam smak. Każda część smakowała. Opleceni wokół siebie tworzyliśmy spójność. Jedną całość. Wargi wsysały się tworząc warkocz splatanych ust, pozwalając nozdrzom na swobodny wydech. Ręce braille’m czytały fakturę pleców, torsu, aż do ostatniego okrzyku przy ucisku umięśnionych ud. I te dłonie, których ciepło doprowadzało do wydawania jęków rozkoszy jakby prosiły o jeszcze.
Nawet wspólny prysznic nie spłukiwał niemocy jaka nas trzymała w objęciach.
Karmiłam się jak brzoskwinią,
gdzie rozczarowanie
posmakiem goryczy
z jądra pestki,
wstrząsa niesmakiem
czy z zabrnięcia za daleko,
za wnikliwie,
z chęci doznania w całości,
dogłębnie
od wbicia się
w skórkę, łaskoczącą meszkiem
intrygująco kuszącego środka
po posmak miąższu,
ociekającego sokiem,
zjadanego łapczywie z rozkoszą
gorzknienie
zamykało kubki smakowe,
rodziło amnezję
niesamowitych smaków
.
Zaczęłam bać się tej miłości. Stawała się niezdrowa, obsesyjna. Strach, że mogę go stracić paraliżował moje wnętrze. Nie starczało mi zapewnienie o miłości. Każde jego słowo, dotyk stawało się sensem życia. Byliśmy uzależnieni. A, że motyle żyją krótko – wiedziałam, że stracę część, a może całą siebie. Musiałam to przerwać. Pewnego dnia pozostawiłam kartkę:
.
„Nie odleciałam w porę
Jak bociany
Płacę dreszczami”.
Tak, karmiłam się jakbym przeczuwała, że to nie potrwa długo, że przyjdzie mi głodować – przystanęłam myślami. Spojrzałam spod parasola. Jeszcze pada a i powoli zapada zmierzch. Z ociężałymi stopami, ale ciepłym wnętrzem kontynuowałam powrót do domu. Siadając za kierownicą znów przystanęłam, powracając do przeszłości.
– Jak wglądasz kochanie, co u ciebie, jak potoczyłoby się nasze wspólne życie, jak wyglądałyby nasze dzieci. A może ten młody mężczyzna tak bardzo podobny do ciebie… Myśli bombardowały.
Dziś jestem silną kobietą i gdyby dano mi stanąć naprzeciw ciebie, wsunęłabym ci kartkę z takim zapisem…
.
Płonę jak drink
Jak rarytas kulinarny
Jak stodoła Niemena
A straży pożarnej nie ma
 
————————————————————————————–