Mariacka

 

Obślizgły bruk koślawi kroki.

Wciąga obcasy butów w luki.

Z obydwu stron szarpane ciało.

Rękawy palta uwodzą neony.

Wstąp, zroś usta złotawym chmielem.

Umaluj je karminem Chianti.

Purpurą jabłka z Raju połaskocze.

Zanurz się w rytmie niebiańskiego jazzu.

 

Zwalniany krok łaskocze oczy.

Kusi beztroską ochłapu życia.

 

Ta droga prosta. Deptakiem wyboru.

Dwa światy łączy bezkolizyjnie.

 

Świątyni drzwi cierpliwie stoją.

Niczym nie mamią, nie reklamują.

Dostojnie, godnie w fasadzie wyczekują.

Dłoń naciskanej klamki cieszy.

Wycisza krzyki niepokoju wnętrza.

Zaplata myśli w warkocz różańca.

Ściska jak krtań dławiona paciorkiem.

Przesuwa troski o koralik dalej.

By wydać wydech upragnionej ulgi.

Kolana wsparte o drewniany klęcznik.

Ciepłem się dzielą z dłonią zaciśniętą.

A wzrok osiada na wieżyczce konfesjonału.

Skacze po łukach ostrego gotyku.

Aż do błękitu arrasów ołtarza.

 

Milczenie krzyczy zimnym pogłosem

kamieni z serca. Spadających.