.

przód okładki

Jestem po lekturze książki Włodka   

 

WŁODZIMIERZ  SKOCZYLAS

„CAFE PHILO”

KLUB FRAZEOLOGÓW I FARMAZONIARZY

TOM I

 

Projekt okładki Krystian Dred

Skład i łamanie Teresa Bubak-Mitela

Druki oprawa Raster Druk

 

Już przeprosiłam autora, że tak długo, bo czytałam w kawałkach, choć chciało się …bardzo! czytać w ciągu. Do końca. Zmęczenie nie pozwalało. Chwilowy nawał spraw.

Często odsłuchuję refleksji, oryginalnych Włodzimierza. Ten facet mi imponuje!!!

Ma coś do powiedzenia, przekazania. W jego refleksjach zawsze jest drugie dno, pomimo niby na pozór banalnego przekazu. Lekkość, lekkość wypowiedzi jak i lekkość jego pióra. Przyciąga.

Włodku patrząc na Ciebie pomyślałam kiedyś… facet z wyglądem po gwarancji, jako i ja, dojrzały…. Czyli kwestia lat i uwiąd starczy powali, a ty masz te przysłowiowe jaja.

Miłość do życia, do ludzi. Werwa, która rozsadza. Ty wierzysz w człowieczeństwo. Ale widzisz głupotę. Specyficznym sarkazmem potrafisz ją spuentować.

Sama okładka powaliła… parsknęłam śmiechem. Cały ON, wówczas pomyślałam. Wprawdzie  projekt okładki Krystiana Dredy – Brawo!  Ale autor musiał zaakceptować.

W słowie wstępnym Włodek wyjaśnia skąd wziął się klub…

To nie mury, łącze duchowe… nadał temu nazwę  „cafe  philo”

 

A książka to przelanie na papier jego obserwacji zachowań i poglądów ludzi, których po drodze dane mu było spotkać.

I jak to pięknie ujął:

„…człowiek przygląda się innym ludziom.

Dlaczego?

Albowiem liczy na to, że coś w końcu zobaczy…”

 

Książka to krótkie opowiadania, których bohaterowie wywarli wpływ na autora /tak myślę/. W przeciwnym razie nie poświęciłby dla nich czasu. Każdy z  nich „coś”  wniósł w ocenę różnorodności nas, jako ludzi. Każde opowiadanie kończy się krótką anegdotą, jako zasłyszane. Podane z pikanterią właściwą  Włodkowi. I ma rację, oni/bohaterowie/ mają „coś” do powiedzenia. Poznali życie, albo zrezygnowali z jego penetracji i żyją swoim. A, że każdy z nas jest inny to możemy jako czytelnicy tylko ocenić i powiedzieć też bym tak chciał/a, rzucę to poukładane życie i w drogę lub mam inny wzorzec drogi.

Powalił mnie, całkowicie opis  kobiet. Ich piękna. Odbiór oczami mężczyzny.

„… Szła wolno i lekko. Napędzana zmysłową sennością jej gracja ruchu tworzyła choreografię tak doskonałą, tak pełną wdzięku, że  w swoim istnieniu nie mogła mieć najmniejszych zaprzeczeń.

Rozkołysana w biodrach, cała w majaku lata, szła przejmująco gdzieś  w kierunku centrum. Pomyślałem z niecierpliwą pretensją o wszystkich, którym nie była dana akurat ta chwila. I jakoś żal mi się zrobiło tych, którzy widząc to piękne zjawisko od razu wiedzieli, że nie są w stanie znaleźć słów zdolnych przekazać magiczność tej chwili…”

Ten i podobne tematycznie kawałki czytałam wielokrotnie. I tak sobie pomyślałam: wow, wow, wow… Piedestał!

Jak taki mężczyzna potrafi wielbić, kochać. Jakie wnętrze!

Ale puenta  sytuacyjna mi się mniej spodobała, odebrałam ją jako typowa baba,  napisał:

 „Od tamtej pory wiedziałem, że każdy facet, który ominie kobietę gestem obojętnym jest dla mnie ciotą, wymoczkiem, łajzą…..”

 

Bowiem, jak każda kobieta… chciałabym być podziwiana tylko przez swojego mężczyznę, tego jedynego, a gdyby to robił przy moim boku dostałby w dziób i byłby bez obiadów, na długo.

Bo kocham niezdrowo, jak modliszka. A pięknych kobiet bez liku.

Chciałabym zaznaczyć, że w wydaniu Włodka nie przeszkadzają mi wulgaryzmy. Bohaterowie nieszablonowi,

w potrzebie rozmowy, w potrzebie bliskości choć na chwilę. Jak każdy człowiek. Wszak tak wielu z nas żyje stadnie. Czyli  prawidłowo rodzinnie, a cierpi z braku autentycznej rozmowy, rozmowy wnętrza krzyczącego z samotności.

 

Miejsce znika, ale klub zostaje… cudne zdanie. Zawarte w Uzupełnieniu książki jako jej zakończenie. Kiedy to miłośnik nieistniejącego klubu zagrał na harmonijce. To właśnie trwałość!!!

Bo w większości miejsce zostaje, ale klubu nie ma.

Nowy Klub niedawno miał otwarcie, gdzie zaprasza autor. I ja tam z mężem zawitam. Bo chciałabym osobiście poznać Włodka i powiedzieć mu – uwielbiam Cię. O czym już wie.

Polecam książkę. Dała mi inne spojrzenie. Ze mną udało się autorowi, wszak napisał:

„… chcę poprowadzić wygłodniałe zmysły poprzez wirującą chmurę nieprawdopodobieństw…”

 


Lena Maria T.