Po Wigilii ci odpowiem
część 3.
Brała kąpiel. Paweł z dziećmi byli na piętrze. Bawili się kolejką, więc wykorzystała czas wolny.
– Tego mi trzeba, jestem wykończona po tej Wigilii – powiedziała, dolewając płynu do kąpieli. Piana rosła.
– Rośnie jak moje problemy – pomyślała, ale opadanie i one się skończą.
Łzy płynęły, momentami szlochała.
Miała włączoną płytę Armstronga, uwielbiała go. Nagle usłyszała rozpoczynający się nowy utwór, był to “What a wonderful world” – wspomnienia wróciły, przy tej piosence poznała Pawła.
Była w klubie…
Poprosił ją do tańca, odmówiła, bo przyszła z kimś innym.
Ale Paweł nie zrezygnował, jeszcze raz podszedł do stolika. Tym razem nie siedziała sama. Eryk, jej partner siedział tyłem. Odwrócił się.
– Nie wierzę, to ty Paweł? – wstał i witając się, powiedział do Marii:
– To mój kolega, studiowaliśmy razem.
– Ile to już lat, sześć, siedem?
– Siedem, tak, kawał czasu.
– Moja przyszła żona – przedstawił Marię z dumą, widział jak Paweł na nią patrzył.
– Piękna prawda? Ale zapewniam cię, że to, co w środku również cudowne.
– Wierzę na słowo – odparł Paweł.
– Właśnie chciałem poprosić do tańca, już raz mi odmówiła – ciągnął Paweł jakby się tłumaczył – Siedziała sama przy stoliku.
– Tak, na chwilę odszedłem – powiedział Eryk.
– Czy mogę? – zapytał Marię i spojrzał na Eryka, on skinął głową na znak zgody.
Uwierzyła w uczucie od pierwszego wejrzenia.
Kiedyś zapytała babcię, jak poznać prawdziwą miłość. Usłyszała: “…tego żadne słowo nie opisze, to kochana poczujesz, całym ciałem”. Właśnie teraz to czuła.
To było to. Całe życie na coś takiego czekała. Drżała.
– Kiedy ślub? – zapytał, gdy dochodzili do parkietu.
– Eryk przesadził, po prostu jesteśmy razem od trzech lat, ale planów konkretnych nie mamy.
– Chciałbym, by utwór się nie skończył – powiedział w trakcie tańca.
– Ja też…
Potem to już szybko się potoczyło. Z Erykiem rozstała się. Po pół roku została żoną Pawła. Dobrze im się wiodło.
Po paru latach urodziła bliźniaków, kupili dom. Paweł był informatykiem, pracował w banku, a Maria pracowała w domu dla kobiecego czasopisma. Byli kochającą się rodziną.
Czuła się najszczęśliwszą kobietą na świecie.
– Jesteśmy dla siebie stworzeni – często jej mówił.
Ufała mu bezgranicznie. Zawsze mogła na nim polegać.
– Tak, mogłam, pomyślała…
Zimna woda, już czas wyjść z wanny – powiedziała do siebie, chłopcy muszą położyć się spać, bo późno. Jutro pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia, jedziemy do rodziców Pawła.
Kochała ich, byli cudownymi ludźmi. A dziadkowie zwariowali na punkcie wnuków.
Spełniali ich wszystkie zachcianki. Zabierali bliźniaków na wakacje. Karolek był za mały, więc pozostawał z Marią.
Wycierając się spojrzała w lustro, no ładnie, oczy całe opuchnięte. Założyła szlafrok i poszła do bawialni dzieci.
– Przed chwilą ich położyłem – Paweł zwrócił się do Marii – tylko mały marudzi, za dużo emocji jak na takiego malucha.
– Zajrzę do niego – powiedziała.
– Dobrze, a ja pójdę do łazienki, też jestem wykończony, ta kolejka mnie dobiła – zaśmiał się myśląc, że Maria pociągnie temat, ale udała, że nie słyszy co mówi, bagatelizując jego słowa.
Poszła do pokoju najmłodszego syna. Nie spał jeszcze.
– Mamuś, żałuj, że nie widziałaś jak ta kolejka zasuwała, wołałem cię, gdzie byłaś ?
– Byłam w łazience, ale jutro zobaczę.
– A poczytasz mi bajkę ?
– Dobrze – wzięła ze stoliczka jego ulubione bajki.
Ledwo zaczęła, a mały obrócił się na bok i zasnął.
Głaszcząc go po włosach – pomyślała, Boże, dziękuję ci za niego. Każdego dnia to mówiła.
Znów wspomnienia powróciły…
Tak bardzo cieszyli się z nowiny o nowym członku rodziny. Tym bardziej, że wprowadzili się do nowego domu. Sąsiedztwo im odpowiadało.
Było to młode małżeństwo z dwójką dzieci. Mieli też synów. Starszy miał dziewięć lat, a młodszy siedem. Bliźniacy od razu zostali ich kolegami. Z sąsiadami parę razy spotkali się na kawie, uzgadniając sprawy związane z domem. Graniczyli działkami, więc musieli wspólnie podpisać wiele dokumentów, bo miasto budowało w ich okolicy nową drogę. Akceptacja planów wszystkich mieszkających w pobliżu była niezbędna.
Ciąża Marii była zagrożona. Wiele miesięcy przeleżała w szpitalu. W tym samym czasie nagle zmarł sąsiad.
Maria bardzo rozpaczała, że nie mogła być na pogrzebie. Rodzina Oli mieszkała daleko, a z rodziną jej zmarłego męża nie utrzymywała kontaktów, więc Paweł pomagał przy sprawach związanych z pochówkiem.
– Ledwo ich poznaliśmy, a zapowiadało się na dobrą przyjaźń – mówiła Pawłowi, gdy odwiedzał ją w szpitalu. Zawsze zatroskana pytała co u niej i jej dzieci.
Sama była matką i ciągle myślała jak Ola sobie radzi po tej tragedii.
Często mówiła:
– Paweł podejdź do niej, zaproponuj pomoc, może finansową, czy podrzucenie samochodem, przecież ma dzieci, a została sama.
– Nie ma sprawy – odpowiadał – wiesz, dzieciaki dobrze się dogadują, więc będzie miała czas dla siebie.
( cdn. )