Najważniejszy dzień w życiu
Jednoznacznie nie mogłabym odpowiedzieć. Było ich wiele. Usłyszenie słów kocham cię, pytanie; czy zostaniesz moją żoną, narodziny każdego z synów. Niemniej, gdyby kazano mi wybierać to, byłby to dzień kiedy powiedziano mi; … przykro mi, ale więcej nie mogliśmy zrobić. Była to najważniejsza osoba w moim życiu. Jego odejście pociągnęło za sobą całe moje dotychczasowe życie w przepaść. I trwające nadal, o ile można było to życiem nazwać. (bo znałam cudowne, spełnione w każdej dziedzinie). Długo wisiało na nitce…zbyt długo.
Dzisiaj wiem, ile lat zmarnowałam na dodatkowej rozpaczy. A przyczynili się do tego najbliżsi. Ci na których liczyłam. Ci, którzy mnie dużo zawdzięczali. Poznałam jakość swojego otoczenia. Na własnej skórze doznałam szczyt małości ludzkiej i szczyt zła jakim potrafi żonglować człowiek. Dochodzi do perfekcji kamuflażu. Moje ramiona otulał szal wersów poezji. Pozwalał przetrwać. Fazy bólu przeszłam po kolei. Dzisiaj boli, ale z bólem można żyć. Kwestia odpowiedniego przerzucania na grzbiecie. Kwestia selekcji problemów. Ale utraciłam coś najważniejszego – wiarę w ludzi. Wciąż zadaję sobie pytanie, właściwie kieruję go w stronę firmamentu;
…jaki cel, co mam jeszcze przeznaczone, by to doświadczenie wykorzystać.
Bo mimo wszystko mam nadal pełne serce, ale nie zaufam już nikomu. Moja nitka nadal mnie asekuruje, a bujanie zaczyna mi się podobać, bo stamtąd mam lepszy widok na obłoki…