&
.
Światło latarni
.
Po raz pierwszy zobaczyłam morze kiedy miałam niespełna 7 lat. Do dziś pamiętam ciepło złotego piasku i morskiej wody zaczepnie dotykającej moich małych stóp. I dal. Niewyobrażalną dal. Bez końca… splecioną z błękitem nieba. Pamiętam jak mrużyłam oczy, by cokolwiek dojrzeć. Słońce wówczas tak grzało i jaskrawo świeciło. Pamiętam otwarte usta z wrażenia, gdy stanęłam w Kołobrzegu w porcie.
I ta dziecięca wyobraźnia. Neptun, syrenki, białe muszelki i zbierane bursztyny. Kiedy usiadłam na kocyku w ulubionym miejscu przyłączyła się para dojrzałych ludzi. Włączali radio i zawsze brzmiał dyskretnie Chopin. Uderzanie fal wtórowało, mewy siadały na falochronie jak nuty na pięciolinii…i ten zapach…niepowtarzalny zapach…
.
Po wielu latach inaczej odbierałam ten kawałek świata…Jak silni ludzie tam muszą mieszkać. W końcu lato jest takie krótkie. Reszta to codzienne zmaganie się. By przeżyć. Jak silne tam muszą być kobiety. Jak mocna musi być sieć miłości, by czekać na powrót marynarza, rybaka. Zmaganie się z żywiołem morza, to wyzwanie dla twardych ludzi.
.
A wojna… tak wiele ta woda zabrała…I kołysze do wiecznej kołysanki. Ile pamiętają sosny dostojnie rosnące na wydmach. Cześć ich pamięci.
.
Mój świat był skrajnie inny. Śląsk, gdzie życie naszych mężów było pod ziemią. Ale jak bliski w sile przetrwania, w sile wiary w powrót.
Tajemnica potęgi morza fascynuje…a nam małym
wydaje się, że możemy ingerować wszędzie. To natura decyduje o wschodach i zachodach jakie będzie nam zobaczyć. A symbolika latarń nieodłącznym atrybutem potęgi morza i wiary człowieka że ta woda sprzyja. Niech jej światło zawsze prowadzi do domu, gdzie czekają.