Tak wiele stacji Panie

idziemy jak ślepiec

 

Wyjmujemy źdźbło z oka z wiatrem zawiści celnie wsunięte

perfidnie by uwierało. Oczekujemy w bólu na wypłynięcie drzazg

by wraz ze zgnilizną podłości opuściły ciało. Upadamy na kolana

z kruchości kręgosłupa nadwyrężonego z nadstawiania karku

Podkładamy drugi policzek by cios był trafny znając apetyt zła

Niech zaspokoi głód. Upadamy wstajemy. Łzami wilżymy spierzchnięte usta

Zwinięci z rozpaczy jak róża jerychońska królujemy na własnych pustyniach

Dlatego swoje światło kryjemy korcem oczekując zmartwychwstania.

Czas zadumy, przystanku… w biegu, notorycznym biegu życia. Biegniemy by mieć, zaistnieć, zabłysnąć. By naszym bliskim nic nie zabrakło. By tak jak i sobie jelita wymościć w tych elitarnych. Lepszej kasty. Ale tak krzywdzimy bliskich. Nie znają ceny wysiłku. Z czasem tylko biorą bez wdzięczności. Ale czy warto? Kosztem zdrowia, rodziny, bo by mieć rzadko bywa się w domu. Gosposia, dzieci w biegu widzące rodziców. Rodzinne posiłki tylko w niedziele. Dom jak hotel tylko do przespania się i o świcie znów bieg….

Ale gdy posiadamy czy bywamy szczęśliwi? Czy możemy spojrzeć w lustro i powiedzieć:

– tak to jest to?

Kawa, pigułki nasenne, przeciwbólowe. Notoryczny stres. Rzadko bywa, że sprawdza się:

– na emeryturze odpoczniemy.

Niestety nie dostajemy tego czego oczekiwaliśmy. Wdzięczności. Często rodzina w rozpadzie. Małżeństwa po rozwodach. Dzieci roszczeniowe. Skłócone. Z zerem kontaktu. Jak wielu to zna.

Ciężki Twój krzyż Panie. Zszedłeś pośród nas. By nauczyć co ważne. Jakim fundamentem rodzina. Jak ważny rodzic. Konając powierzyłeś w opiekę swoją matkę:

– oto matka Twoja…

Idziemy jak przysłowiowy ślepiec. Widzimy czubek własnego nosa. Tyle ile laska ślepca wyczuje na drodze do przodu. Ale on widzi w ciemnościach więcej niż my posiadając wzrok. Jesteśmy krótkowzroczni. Nie potrafimy wybrać z ważnych tego najważniejszego.

Biegniemy, biegniemy, biegniemy często dla innych… licząc na wdzięczność. Na zrozumienie, że to dla nich. A po wielu latach wiatr rozczarowania wypisuje na prochu rodziny:

– widzisz? warto było? tego oczekiwałeś?

A rozmyślając w kościele echo u fasady pogwizduje szyderczo:

– widzisz gdzie był błąd?

mało Boga!

Biegniemy, ale gdy zdarza się śmierć bliskiego zatrzymujemy się.

Jedni krócej i znów wskakują w wir donikąd prowadzący. Inni dłużej. A jeszcze inni zmieniają się całkowicie. Wchodzą na właściwą drogę, jedną jedyną, gdzie celem dobro i bliskość rodziny. Biegniemy by mieć, posiadać zapominając o Tobie. Święta traktując jak czas podarunków. Kupienia sobie wielu zapominanych, zaniedbywanych przez wiele miesięcy.

Ale Ty Panie nie pozwalasz o sobie zapomnieć. Otwierasz szeroko nasze oczy. Wszak każdego doświadczasz… prędzej czy później.

Zawsze dajesz szansę na wybór…