Tak wiele stacji, Panie…

tak wielu bogów, Panie…

 

 

Wyjmujemy źdźbło z oka z wiatrem zawiści celnie wsunięte

perfidnie by uwierało. Oczekujemy w bólu na wypłynięcie drzazg

by wraz ze zgnilizną podłości opuściły ciało. Upadamy na kolana

z kruchości kręgosłupa nadwyrężonego z nadstawiania karku

Podkładamy drugi policzek by cios był trafny znając apetyt zła

Niech zaspokoi głód. Upadamy wstajemy. Łzami wilżymy spierzchnięte usta

Zwinięci z rozpaczy jak róża jerychońska królujemy na własnych pustyniach

Dlatego swoje światło kryjemy korcem oczekując zmartwychwstania.

 

Czas refleksji, przemyśleń…Ciszy nam potrzeba. Tej wewnętrznej. Wyciszenia w chaosie. Selekcji, co ważne, reszta to pozory, pozory, pozory… Zawładnęły nami.

Pociągamy za niewłaściwe sznurki. Tylko szkoda, że jak zawsze po czasie uzmysławiamy sobie, że to małe, to nic… W końcu całe życie się uczymy.

Tak, Panie… jest jeden Bóg i za to że się ujawniłeś krzyż.

Wówczas też byli tacy którym się wydawało, że to oni nimi są. Sami się okrzyknęli.

Lud klękał…ze strachu. Przed Tobą z miłości, w pokorze.

Ale po tak wielu latach i nic nie uległo zmianie.

Pokornym bogowie też zginają kolana. Panie, Ty to widzisz i nie grzmisz?

A wziąłbyś pejcz jak w świątyni… chyba, że wychodzisz z założenia sami się unicestwią, jak w stadzie wilków.

Mamy takich bogów w rodzinach. To ci spadkobiercy mamony pokoleniowej. Gdzie rodzic z pośród wielu potomków w darze daje majątek. Reszta musi ciężko zapracować na chleb dla dzieci.

A przy rodzinnym stole tacy biorcy stawiani za przykład. Reszta to nieudacznicy, jakkolwiek by nie stanęli wysoko po ciężkiej orce życia.

Mamy takich bogów w pracy, gdzie szefowie ołtarz swój budują z giętkich kręgosłupów wybranych. A wiernych ściągają nagrodami. Za tę samą pracę po wielokrotność tym co przed ich ołtarzem niżej schylą kark i wyśpiewują psalm na ich cześć.

Mamy takich bogów w polityce. Powiedziałeś:

… co Bogu … , co Cesarzowi… – ciężko to pojąć Panie …

Tyle nieprawości, rozpasania. A głodny, spracowany lud marnieje, buntuje się… By kupić tron nie można dać tym co ciężko pracują i tym którym praca wstrętem.

Mamy takich bogów w Twoim kościele. Armia stworzona w imię Twoje…

 Jak ciężkie muszą być Twoje łzy nad nimi. Żyłeś w prostocie, dawałeś, uzdrawiałeś, uczyłeś miłości, bo nie wszyscy znali to uczucie. Jak ciężki musi być Twój krzyż.

Panie ciszy nam potrzeba, tej wewnętrznej. By wybrać w tym chaosie, marazmie. By wybrać to co ważne. Ale tak wielu ma pętlę na szyi. Garnitur, pierwsze miejsca w ławce kościelnej, doborowe towarzystwo, wielocyfrowy stan konta, luksusowe ubezpieczenia, samochody.

Byleby zaistnieć weszli w ząbek eklera… jak przystaną to runie reszta. A tak są dobrze szczelnie zamknięci. Osłonięci z wszystkich stron wspólnym parawanem niegodziwości.

Jest jeden Bóg, a że niewidzialny gołym okiem to tak wielu rości sobie do tego prawo. Z prawa z siebie nakazanego…

Pozostali Panie, pomagają dźwigać krzyż, a jest ich stanowcza większość. I po czasie już się nie buntują. Żyją nadzieją, bo wierzą. Powtarzając:

Panie pomóż! Niech będzie wola Twoja…

 

Lena Maria T.