zdj. z int.
 
 
 
 
 
 
Zimowy gość
 
 
Wczoraj o świcie wychodząc z domu syn zobaczył przy rogu domu skulonego ptaszka. Był nieruchomy. Siarczysty mróz zrobił swoje. Z dodatniej temperatury poprzedniego dnia nagle minus siedem.
 
Syn wrócił i zapytał co ma zrobić. Czy ewentualnie ja się tym zajmę. Poprosiłam, by go przynieśli do domu /z mężem wybierali się do pracy i czas naglił/ Zabrał gazetę, by go przenieść. W ostatniej chwili zobaczyłam kartonowe pudełko i podałam.
I tak zostałam z zimowym gościem o poranku.
Był piękny!!! Wyglądał jak mały kurczak. Piórka nasroszone, na główce kolor bordowy. Taka dorodna kuleczka. Nieruchomy. Zastanawiałam się gdzie postawić pudełko. W końcu postawiłam przy drzwiach balkonowych, tam temperatura była neutralna. Brałam pod uwagę kwestię szoku. Mróz-ciepło. Do pudełka dałam wodę i ziarna słonecznika. I pijąc kawę czekałam. Ładowałam telefon. Miałam zamiar zrobić zdjęcia tej piękności.
Zaglądałam co chwilę do pudełka. Tykałam główki czy żyje. Nie dawał żadnych oznak. Po czasie postanowiłam dać gościa na taras. Ale spojrzałam ponownie i palcem dotknęłam dzióbka. Aż tu nagle otworzyły się czarne oczęta, a głowa znów opadła. Zostało mi czekanie. Ran nie było widać. Po dwóch godzinach nagle słyszę rumor. Pudełko zaczyna chodzić…po parkiecie.
Gość ożył!!! Wystraszone oczęta spoglądały z ciemnego pudła. Z takim impetem walczył by się wydostać, że nie nadążałam z wieczkami pudełka by go utrzymać w środku. Chcąc sobie zaoszczędzić łapanki wystraszonego ptaka po domu. Otworzyłam drzwi tarasu i na wysokości klamki udało mu się wydrzeć z pudełka. Jego strach spotęgował siłę. Zobaczyłam z bliska rozłożone skrzydełka. Były niesamowicie piękne. Królował słoneczny żółty kolor. Subtelny popiel. I bordo. Gdzieniegdzie zarys bieli i czerni.
Odfrunął na pobliski potężny świerk. Rosnący pod domem.
IIeż radości dał ten ptak o poranku, pomimo …
Nie tylko mnie, ale i mężowi i synowi, bo nieustannie wydzwaniali pytając o stan zimowego gościa.
Ja natomiast patrząc na pudełko z nim w środku wracałam do dzieciństwa. Nasz rodzinny dom był nawiedzany przez jaskółki. Często w pudełkach ratowaliśmy maleństwa spadające z poddasza. A jeśli się nie udało to robiliśmy pogrzeby. To były ceremonie. Wkładaliśmy kwiaty, robiliśmy wianuszki na pożegnanie nim pokryła pudełko ziemia.
Zastanawiałam się kto miał więcej szczęścia tego dnia. Ptak czy my. Niby banalna sytuacja. W gonitwie, nieustannych zmaganiach kilka godzin zajęła nam myśl o zimowym gościu. Dostaliśmy uśmiech, tak z rana. Od natury…
A ptaszek o przecudnej urodzie to szczygieł. Może zaglądnie kiedyś do nas i zaśpiewa, bo pięknie to szczygły robią. Nie zrobiłam mu fotki. Nie zdążyłam. To był dobry dzień.
 
 
 
.Lena Maria T.
 
 
 
 
 
 
 
 
——————————————————————————–