* * *
——–
podpadłam swojemu Aniołowi
bo zwinął skrzydła
ale go przechytrzę
przestanę logicznie myśleć
 
 
 
 
 
*
Przydzielono mi fachowca – Anioła. Nad łóżeczkiem zawieszono jego obrazek z śliczną blond dziewczynką. O brzasku posłusznie łączyłam rączki i odmawiałam wszystkim znaną modlitwę. Prosząc o słoneczko, zdrówko mamusi, tatusia, rodzeństwa, babć, dziadków…wyliczanka rodziny nie miała końca, zawsze kończyłam na cioci Celince. Pracowała w luksusowym sklepie z zabawkami. Każdorazowo odwiedzając nas obsypywała mnie prezentami. Porcelanowe lalki, miniaturki instrumentów (pianina, trąbki, flety, gitary). Cennym był również przyjaciel ojca Henryk. Byłam jego ulubienicą. Do dziś pamiętam cudowne bajeczki. Przestrzenne! Bajki Andersena i draże.
Mawiał – buziaka – a twarz buchała niesamowitym uśmiechem.
Anioł spisywał się. Spełniał wszystkie moje prośby. Mijały lata. Czas nauki. Dyplomy. Zawsze dziękowałam. Kolejnym etapem było wejście w świat dorosłych. Miłość. Też mnie nie zawiódł .Witałam promień słońca słowami…Ty zawsze przy mnie stój. Nad łóżeczkiem dzieci też zawisł obrazek Anioła. Chciałam, by doświadczali tyle dobra co ja.
Nie zorientowałam się w biegu życia, w jego prozie, w notorycznym zmęczeniu, że moje rozmowy z nim są krótsze, bez przyzwoitego zgięcia kolan.
Bo kiedy się dostaje to i modlitwa godniejsza.
Nie dziękowałam, lecz pamiętałam w swojej potrzebie. Traktowałam roszczeniowo. A że fachowcy cenią się, bo marnie płaciłam, to widziałam fuszerki.
Żyłam bez tego czegoś co w środku cieszy. Znałam tę pełnię. Coraz mocniej ciążył ciężar życia. Niepowodzenia odbierałam buntem nie pokorą. Argumentowałam podnoszeniem się ale z odpowiednim nastawieniem.
Jak tak można? Jedni mają mocniejsze prawe ramię. Inni lewy bark. Łapiąc ciężar z nastawieniem. Z talkiem na dłoniach udaje się udźwignąć.
A tak znienacka to tylko upadek i przepuklina.
Kałuż codzienności nie przeskoczy się z krzyżem na barkach. Poślizg, zmiażdżenie. Innego rokowania nie ma.
– Czego mnie nauczy ból, rozpacz. Patrząc na cierpienie tych, których kocham, patrząc na ich ból, nie mogąc odebrać, odciążyć – analizowałam.
Zadawałam sobie pytanie, dla kogo mam dźwigać ciężar?
Jak nie dla bliskich, a oni odchodzą, na moich oczach.
Dzisiaj wiem i potwierdzam, tak fachowcy cenią się, Czułam przeciągi na twarzy, doznawałam odmrożeń, skrzydła traciły pióra. A z czasem całkowicie zniknęły. Może, gdybym zgięła się całkowicie, starzała się w błocie powstałym z mieszanki ziemi i łez…Nie!…mogłabym być posądzona o brak szacunku, jako brudas na kolanach.
Fachowcy cenią się, ale czy dociera do nich, że to jednostronne?
W końcu jesteśmy ich klientami. Ceńmy się wzajemnie.
Bo to zasada dobrego biznesu…
 
.Lena Maria T.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
——————————————————————————