Jedne kąpane słońcem.

Osuszane ciepłym wiatrem z porannej rosy. Muskane.

Balansują na hamaku w blasku złota i purpury.

Z gracją baletnicy ostatnich piruetów solowej partii. Spadają.

Układają się w jesienny barwny dywan. Zalotnie szeleszczą.

Trafiają pod buty.

 

Inne targane wiatrem.

Policzkowane zimnym deszczem zwijają się z upokorzenia.

Poszarpane, podziurawione, przemoknięte. Spadają.

Uderzają o bruk. Z bólem ostatnich tchnień. Żałośnie zawodzą.

Trafiają pod buty.