Mówią, że posiadamy własną wolę, że postępujemy według niej. Ale czy zawsze tak bywa? Wiadomo jesteśmy rozumni, analizujemy. Nawet jeśli działamy impulsywnie, to po czasie wracamy czy wybór, słowa rzucone, byłyby teraz takie same. Jeśli ktoś jest samotnikiem i całkowicie we wszystkich dziedzinach życia niezależny od innych to nie ma problemu. Często postąpilibyśmy inaczej. Osobiście uważam, że jeśli ktoś bywa ściśle związany z kimś, nieważne czy związek partnerski, czy małżeństwo, czy bliskość zawodowa, to bywamy uzależnieni. Rozmawiamy wówczas na bieżąco o wielu sprawach, ulegamy sugestią. A jeśli darzymy autorytetem daną osobę, to już nie ma dyskusji…oczekujemy opinii, porady. Już nie bywamy sobą. Z zachowaniem przychylamy się do wspólnych wniosków. Choć niejednokrotnie w środku gniecie, że mogło postąpić się chociażby trochę inaczej. Upodabniamy się do kogoś z kim spędzamy większość czasu. Czyli naszego kawałka życia. (zdarza się również, niestety, że nie mamy wyjścia i musimy robić jak nakazują.) To taka forma zaprogramowania. Gdzie nie zauważamy ogromnej roli programisty komputerowego. W ogóle go nie zauważamy. Korzystamy z programu, już decydującego. Nasza świadomość odbiera, że to my jesteśmy decydentami. Hołubimy się, że nikt nam niczego nie narzuca. Moim zdaniem bywamy w błędzie. Korzystamy dla wygody, ułatwienia, ale patrząc z bliska niewiele sami możemy zmienić. Kwestia sztywnych widełek. Tutaj nasza wola ma ograniczenie. Jedno czego jestem pewna, to tego, że najskuteczniejszą myszką sterująca są kobiety. Operując w umyśle mężczyzn…